Dziś nastawiamy się na zwiedzenie Bugibby. Jest to typowo turystyczna miejscowość, z promenadą, dobrą infrastrukturą i połączeniami z resztą wyspy.
Zaczynamy od Aquarium. Nie jest wielkie i po Aquarium w Singapurze na mnie już żadne inne nie zrobi wrażenia, ale dzieciom się podoba. Poza tym z racji Covid również tu trafiamy na promocyjne ceny w pierwszych dniach po otwarciu obiektów, płacę więc tylko 8,90 euro za siebie i Lilę.
W Aquarium można oglądać rożne ryby (choć większość nie powala ubarwieniem), meduzy, skorupiaki i kilka gadów. Wszystkie zwierzątka znajdują się w dużych przeszklonych akwariach wbudowanych w ściany. Największą atrakcją są przeróżne płaszczki i rekiny, aczkolwiek udaje nam się wypatrzeć tylko kilka sztuk. Są też w największym akwarium, pod którym prowadzi przeszklony tunel - można więc przespacerować się oglądając pływające nad głową ryby.
Cała wizyta w Aquarium zajmuje nam około 40 minut.
Od razu po wyjściu dzieci pędzą na znajdujący się zaraz obok plac zabaw - drewniany i z mnóstwem zadaszeń, więc sprzęty nie są gorące pomimo upału. Panuje straszny gorąc, ale na promenadzie, ciągnącej się wzdłuż morza, można poczuć orzeźwiającą bryzę.
Po jakimś czasie stwierdzamy, że przyszła pora na obiad. Chcemy spróbować kuchni maltańskiej, jednak upatrzona przez nas restauracja Ta' Pawla okazuje się być zamknięta. Idziemy więc kawałeczek dalej do La Stella, gdzie serwują kuchnię śródziemnomorską. Raczymy się zupą rybną, lasagne, królikiem, ravioli z ricottą i innymi pysznościami. Klimatyzowana restauracja z dobrym jedzeniem w porze największego upału to prawdziwe zbawienie. Siedzimy więc dość długo, nigdzie się nie spiesząc. Gdy wychodzimy okazuje się, że jesteśmy ostatnimi gośćmi, a restauracja jest już zamknięta. No tak - sjesta... Jednak nikt nas nie wyganiał, obsługa była cały czas bardzo gościnna.
Chcemy odwiedzić Classic Cars Museum - muzeum starych samochodów, z których niektóre to prawdziwe perełki. Niestety okazuje się być zamknięte. I to nie na chwilę - pan w sklepie obok tłumaczy, że muzeum w ogóle zostało zamknięte.
Na Malcie widzimy sporo restauracji, punktów usługowych i sklepów, które wyglądają, jakby nie działały od całkiem niedawna. Być może to pokłosie epidemii i obostrzeń gospodarczych, które wprowadzono prawie wszędzie i które zabiły wiele małych interesów.
Udajemy się więc na Qawra Point Beach - plażę na samym końcu cypelka w Qawra - miasteczku, które łączy się z Bugibbą tak, że nie wiadomo kiedy z jednego wchodzi się w drugie. Obchodzimy cały cypel i w końcu rozsiadamy się na jego koniuszku, gdzie skały tworzą niewielką zatokę. Wchodzę z dziećmi do wody tylko na chwilę, ale ta chwila dla dzieciaków przeciąga się na 3 godziny. Szaleją w wodzie, chodzą po kamiennym łączeniu cypla ze skalistą wysepką zaraz za cyplem i ogólnie są w swoim żywiole. Ja po chwili wychodzę z wody, ale idę jeszcze z Grześkiem na tą skalistą wysepkę (odradzam bez butów, bo skały są ostre i ranią stopy, a chodzenie po nich jest bolesne) i przechodzimy ją całą do końca, aż do kraja za którym jest już tylko otwarte morze.
Wracamy w stronę domu dopiero koło 20:00 promenadą, która o tej porze jest bardzo zatłoczona. W ciągu dnia miasto jest wyludnione, ze względu na upał. Jednak teraz jest chłodniej, promenadą podążają tłumy. Wygląda na to, że miasto budzi się do życia. Na plaży zaczynają się imprezy z głośną muzyką, wszędzie rozłożone są stragany z lodami i pamiątkami.