Zastanawialiśmy się w jaki sposób zwiedzić Gozo i stwierdziliśmy, że najlepszym sposobem jest objechanie wyspy samochodem. Lokalne wycieczki są dość drogie, a na nogach na pewno nie zdążymy zobaczyć wszystkich ciekawych miejsc. Jedziemy więc rano na północ wyspy, do portu Ćirkewwa, skąd odchodzą promy. Pływają one na Gozo całą dobę, co 30-45 minut. Bilety kupuje się tylko w drodze powrotnej (ok 15 Euro za kierowce z autem + 6 dorosły + 1,15 dziecko)
Trafiamy idealnie - nie ma kolejki, a właśnie rozpoczyna się wjazd na prom. Bez maseczek nie wpuszczają, więc jeszcze w samochodzie musimy je założyć. Obsługa kieruje samochody na właściwe miejsca do parkowania, więc po zaparkowaniu wysiadamy i idziemy na środkowy pokład usiąść i pooglądać widoki w czasie podróży. Jest jeszcze górny pokład, ale tam bardzo praży słońce. Cały przejazd promem trwa około 20 minut.
Rozładunek samochodów jest szybki i sprawny, kilka minut i już jesteśmy w drodze do Rabatu - stolicy Gozo.
Przejeżdżamy przez miasto i jedziemy najpierw na cytadelę. Samo wejście do niej jest darmowe, kupuje się tylko jeden bilet do muzeum archeologicznego, więzienia i muzeum natury, oraz kolejny do katedry. Chodzimy po cytadeli, która jest ogromna. Widać z niej większość wyspy. Słyszeliśmy wcześniej, że Gozo jest inne niż Malta wyspa, jest zielone. Jednak stąd tego nie widać. Gdzieniegdzie rosną drzewa lub ogromne opuncje i jest ich trochę więcej niż na Malcie, ale w krajobrazie przeważa spalona na brąz trawa i wyschnięte chaszcze. Widoki jednak są interesujące. Dość długo chodzimy po cytadeli, a potem siadamy na kawkę i lody w kawiarence. Na koniec jeszcze Lila i znajomi idą do muzeum archeologicznego, muzeum naturalnego i więzienia. Ja i Grzesiek już odpuszczamy - widzieliśmy tyle tego typu obiektów, że już nam się mylą i nie pamiętamy co w nich było. W pamięci mamy tylko kilka największych i najciekawszych muzeum na świecie.
Po cytadeli jedziemy na zachód wyspy, do Zatoki Dwejra. W jednym miejscu możemy zobaczyć tam Grzybią Skałę (Fungus Rock), na której występuje roślina o wielu leczniczych właściwościach. Jest to jej jedyne stanowisko występowania poza Afryką. Dostępu do skały pilnie strzeżono, karząc próbę jej zdobycia zesłaniem na galery, a kradzież śmiercią. Zaraz obok jest Krokodyla Skała (Crocodile Rock) o którą rozbijają się skały. Widać też stąd to co pozostało z Azurre Window, zawalonego podczas sztormu w 2017. Sama zatoka jest otoczona pięknymi klifami. Jest tam też Dwejra Tower (wieża), którą oglądamy z daleka, bo dojście wiązałoby się z przedzieraniem się w japonkach przez chaszcze i ostre skały.
Zjeżdżamy kilkaset metrów niżej i jesteśmy przy "Morzu w lądzie" (Inland Sea). Jest to słone jeziorko utworzone przez przedzierające się przesmykiem skalnym morskie wody. Jest dość niewielkie, ale sam tunel łączący jeziorko z morzem ma 26m głębokości i wpłynięcie do niego zaleca się tylko doświadczonym nurkom ze sprzętem. Za tunelem morze ma 35-55m głębokości. Jest miejsce, z którego widać całe Inland Sea oraz znajdujące się za nim granatowe morze. Nie wchodzimy do wody, wolimy spędzić więcej czasu na innej plaży. Ale silny wiatr zwiewa mi i Grześkowi kapelusze do wody - jakiś chłopczyk pomaga nam je wyłowić :)
Teraz udajemy się na północ, gdzie możemy oglądać panwie solne Salt Pans). Ciągną się one na dość długim odcinku, mają różne kształty i rozmieszczenie. Wzdłuż panwi jest droga, więc większość z nich możemy zobaczyć z samochodu. Ale w pewnym momencie się zatrzymujemy, bo obejrzeć je z bliska. Bardzo nam się tu podoba, jest to jedno z najciekawszych miejsc na Malcie. Panwi jest dużo i fantastycznie komponują się z otaczającymi je klifami i morzem. Próbujemy soli morskiej z pierwszej ręki ;) i trochę spacerujemy między panwiami.
Kawałeczek dalej jest Plaża Ir-Ramla, podobno najładniejsza spośród wszystkich plaż na Gozo. Piaszczysta i szeroka jak na tutejsze warunki. Spędzamy na niej późne popołudnie. Niestety są tu dość silne prądy, dziś są duże fale i powiewa żółto-czerwona flaga. Dzieciom więc pozwalamy bawić się tylko przy brzegu.
Ale spędzamy spokojnie czas, zapychając się na chwilę pizzą i frytkami. Na tej plaży znoszą jaja żółwie morskie, więc część niej jest wyznaczona jako strefa wolna od leżakowania.
O zachodzie słońca robi się chłodno (czyli jakieś 25 stopni), więc się zbieramy.
Jedziemy jeszcze do do Ta' Kola Windmill - jest to jeden z niewielu w pełni zachowanych wiatraków archipelagu maltańskiego, pochodzący z XVIII wieku. Niestety znowu z powodu Covid jest zamknięty dla zwiedzających do odwołania. Ale obejrzeliśmy go z zewnątrz i też robi wrażenie.
Wracamy do Rabatu, gdzie mamy upatrzoną restaurację serwującą kuchnię maltańską. Znajduje się zaraz przy centralnym placu i mimo zarezerwowanych wszystkich stolików znajdują dla nas miejsce. Zamawiamy królika i ravioli. Jest już ciemno, więc po kolacji idziemy jeszcze na cytadelę, która podświetlona wygląda niesamowicie.
Na placu (Plac Niepodległości) będącym chyba centrum miasta jest coraz większy ruch. Jest dziś święto św. Jerzego, więc pozamykano ulice dojazdowe do centrum, a na placu jest pełno figur kościelnych, lampek choinkowych i balonów, oraz coraz więcej ludzi.
Zbliża się 22:00 więc pora się zbierać na prom. Załapujemy się na powrót o 22:30 i na promie nawet nie wysiadamy z auta - dzieci są tak zmęczone, że zasypiają. Do domu docieramy przed północą.