Rano zwijamy nasz dobytek i pakujemy wraz z Yetim do samochodu. Chcemy zobaczyć szczyty Piatra Craiului z innej perspektywy, więc jedziemy drogą wzdłuż parku na południe, aż do Satic. Po drodze mijamy mnóstwo kempingów i pól namiotowych, piękny budynek (pewnie jakiś hotel) pokryty gontem, a także zachwycamy się jednym z mijanych ogrodzeń splecionym z gałęzi. Okazuje się jednak, że z naszego miejsca noclegowego widok na góry był najpiękniejszy - bardziej na południe szczyty nie są tak dobrze widoczne, a później przysłaniają je drzewa.
W Satic Grzesiek wdaje się jeszcze w rozmowę ze starszym Rumunem, który ostatnie 30 lat spędził w Australii i teraz przyjechał na wakacje do kraju.
Wracamy na północ parku i zjeżdżamy w stronę Magury, do wejścia do wąwozu Prăpăstiile Zărneștiului. Droga asfaltowa przechodzi w pewnym momencie w gruntową, aż dojeżdżamy do parkingu, którego pilnuje strażnik parku. Kilkaset metrów za parkingiem znajduje się szlaban, dalej samochody nie mają wjazdu. Mają za to rowery i zwierzęta :)
Niestety jest niedziela, więc ludzi na szlaku jest całe mnóstwo - rodziny, pojedyncze osoby, pary, grupy, z psami, rowerami i wózkami. Ale wąwóz jest naprawdę piękny. Prowadzi przez niego jedna droga, prowadząca między wapiennymi skałami, na których znajduje się mnóstwo obitych ścieżek wspinaczkowych. Jest też więc sporo wspinaczy. Podążamy za drogą, cały czas lekko pod górkę, przez jakieś 1.5h, 5km. Widoki piękne, na trasie jest sporo cienia, więc nawet upał nam nie przeszkadza. Yeti, zadowolony że nie jest na smyczy, biega od jednego krzaka lub kamienia do drugiego, dokładnie wszystko obwąchując. Na trasie widzimy też 2 rozbite przy samym szlaku namioty - najwyraźniej w Rumunii można się rozbijać nawet w Parkach Narodowych, bo nikt specjalnie na namioty nie zwraca uwagi. Dochodzimy aż do punktu widokowego znajdującego się przy ostrym zakręcie drogi i stwierdzamy, że pies zaraz będzie miał dość i pora wracać.
Z powrotem idzie się łatwiej, bo z górki, ale Yeti zaczyna coraz wolniej przebierać łapkami. Dobrze, że mamy zapas wody ze sobą.
Robi się coraz cieplej, a w brzuchach coraz puściej. Wychodzimy więc z wąwozu, chociaż z żalem, bo chętnie byśmy w nim spędzili cały dzień.