Braszów od razu nas urzeka. Parkujemy pod hotelem na obrzeżach starego miasta i od razu wchodzimy w urokliwe uliczki miasta.
Z racji głodu, najpierw jemy obiad w jednej z licznych restauracji usytuowanych wzdłuż uliczek, zresztą chyba najsmaczniejszy jaki nam było dane zjeść w Rumunii. Siedząc przy stoliku na zewnątrz mamy okazję podziwiać toczące się życie, przechodniów, turystów i ulicznych artystów.
Pojedzeni idziemy na Rynek Główny, z którego widać górę Tampę, przy zboczu której znajduje się miasto. Na Tampę można wjechać kolejką, ale my podziwiamy ją z dołu i pozostajemy przy spacerze. Włócząc się uliczkami położonymi przy Rynku oglądamy:
- okoliczne kamienice
- Rynek i Ratusz
- cerkiew przy Rynku - polecamy! Zewnętrzna fasada prowadzi do podwórza, z którego jest wejście do właściwej cerkwi
- Czarny Kościół (nazwa pochodzi od sadzy jaka pokrywała przez lata ściany kościoła po pożarze w 1689 r.
- Mury i bramy miejskie, w tym Bramę św. Katarzyny i Bramę Schei
- uliczkę Strada Sforii - uznawaną za najwęższa ulicę Rumunii (1,32 m szerokości)
Miasto ma niewątpliwy urok. Niestety upał daje nam mocno we znaki, szczególnie Yetiemu, który dość szybko odmawia chodzenia i musimy go wziąć na ręce, żeby nie poparzył łapek.