Geoblog.pl    zig    Podróże    Tanzania    Dzień 2: Machame camp - Shira camp
Zwiń mapę
2023
01
lut

Dzień 2: Machame camp - Shira camp

 
Tanzania
Tanzania, Shira
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 7481 km
 
Poranek wita nas słońcem. Załatwiamy poranną toaletę myjąc się wodą z plastikowego wiaderka i idziemy na śniadanie. Herbata, omlet i kilka innych drobiazgów. Jedzenie jest mało doprawione - podobno na tej wysokości żołądek źle znosi przyprawy, stąd podawane jedzenie jest trochę bez smaku. Ale jemy dzielnie, bo ten posiłek ma nam zapewnić zapas energii na kilka godzin trekingu.

Dziś, dokładnie tak samo jak wczoraj, mamy do przejścia 9 km, a więc jakieś 5-6 godzin trekingu.Taka sama czeka nas też różnica wysokości - 740 m. Co wrażliwsi już na 3 tys m.n.p.m. mogą się źle czuć, ale my wszyscy mamy świetne samopoczucie (poza tym, że jesteśmy niewyspani). Pakujemy bagaże, dostajemy na drogę odkażoną wodę do bukłaków (zalecenie to picie 3l dziennie, ale nie ma szans żebym tyle w siebie wlała), wrzucamy do nich elektrolity, tragarze zwijają namioty i spokojnym tempem ruszamy. Wychodzimy za znak "Machame gate" na drogę wiodącą na szczyt Kili i dopiero tam widzimy dziesiątki osób wyruszających z obozu. Wczoraj kompletnie nie było widać takich tłumów w obozie, namioty były porozsiewane po sporym terenie i dobrze ukryte między drzewami.

Droga jest bardzo przyjemna - prowadzi trochę stromiej pod górę niż wczoraj przez las, miejscami trzeba wejść na skały, ale początkowo nadal wiedzie przez las deszczowy. W pewnym momencie wychodzimy na bardziej odsłonięty teren i za naszymi plecami oczom ukazuje się Góra Meru - drugi najwyższy szczyt Tanzanii (4567 m.n.p.m.). Jest piękna, zbocza mają kształt trójkąta i ma ostry wierzchołek. Wygląda spektakularnie. Ta góra będzie nam towarzyszyć już przez cały treking.

Powoli drzewa zamieniają się w krzewy. Zatrzymujemy się na dłużej na przełęczy na postój: picie oraz baton energetyczny. Przylatuje do nas wielki kruk - Mwini nas ostrzega, żeby pilnować rzeczy, bo to bystre ptaki i potrafią kraść różne rzeczy jak tylko się na chwile odwróci wzrok.

Powoli zaczyna opadać mgła, więc ruszamy dalej. Ale z czasem tej mgły jest coraz więcej, jak ogromny puchowy płaszcz przykrywa wierzchołki i kładzie się na zboczach. Mwini cały czas śpiewa, włączając w to polskie piosenki, więc odchodzę do przodu - wolę iść we względnej ciszy. Docieramy do Shira camp skąpanego we mgle, na wysokość 3840 m.n.p.m. Jest tak biało, że mamy problem ze znalezieniem naszych namiotów (tragarze już je rozbili).

W namiotach pozwalamy sobie na króciutką drzemkę, bo czeka nas jeszcze spacer do pobliskiej Shira cave - jaskini, w której kiedyś nocowali tragarze. Część mieściła się w środku, ale część spała u wylotu, a temperatury tu potrafią już spaść nawet w sezonie poniżej zera. Zdarzało się więc wielokrotnie, że ktoś w czasie takiej nocy zamarzł. Dlatego rząd wprowadził regulacje mówiące, że każda agencja ma zapewnić również tragarzom, a nie tylko turystom, sprzęt i namioty do spania. Nie do pomyślenia jest, że wcześniej o tym nie było takich przepisów.

To wszystko opowiedział nam Nioka w jaskini, a także kilka innych historii, a potem poprowadził nas na punkt znajdujący się kawałek dalej, nad jaskinią, położony podobno 100m powyżej poziomu obozu (chociaż szczerze mówiąc mam wrażenie, że jest to o wiele mniej). To tak dla lepszej aklimatyzacji, według zasady: wchodzić wyżej, spać niżej. Tutaj niestety strasznie wieje, robi się zimno, więc rozgrzewamy się herbatką imbirową, którą przynieśli przewodnicy. Trzeba przyznać, że nas rozpieszczają :)

Spotykamy tu też pana, Brytyjczyka, który ma 72 lata i idzie na Kili z synem. Miał iść 2 lata temu, ale pandemia mu przeszkodziła. Jest pełen zapału i chęci, wybrał treking o 1 dzień dłuższy niż my. Bardzo jestem ciekawa czy ten pan potem wszedł na szczyt. Myślę, że ja w tym wieku nie dam rady.

Na kolację znowu mamy zupę, podobno pomidorową, ale poza kolorem nie różni się od wczorajszej. Odkrywamy też, że wszyscy mamy małe problemy z trawieniem i podejrzewamy dodawane do zupy mleko w proszku. Do zupy dostajemy spagetti a la bolognese - normalnie luksus w takich warunkach. Kasia ma wersję wegetariańską i jej posiłki są najsmaczniejsze - nie jest to dla mnie zaskoczenie.

Dołącza do nasz znowu Szymon. Nasi przewodnicy pytają, czy nie mamy nic przeciwko, żeby go przygarnąć do grupy, bo jego ekipa (czyli on, kucharz i tragarz) są bardzo ubogo wyposażeni na ten treking. Oczywiście, że nie mamy, będzie raźniej.

Gdy kończymy jeść, zapada już noc. Ale za wcześnie by spać. Pozwalamy sobie zrobić znowu przegląd naszego zdrowia i wyciągamy więc karty i do późna gramy w...Eksplodujące Kotki! Kto nie zna - polecam się zapoznać. Mieliśmy masę radochy :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (44)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zig
Zuzanna i Grzegorz Szopa
zwiedziła 14% świata (28 państw)
Zasoby: 397 wpisów397 50 komentarzy50 3272 zdjęcia3272 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
11.04.2024 - 14.04.2024
 
 
11.11.2023 - 19.11.2023
 
 
22.05.2022 - 29.05.2022