Geoblog.pl    zig    Podróże    Maroko    Schronisko pod Toubkalem
Zwiń mapę
2022
24
maj

Schronisko pod Toubkalem

 
Maroko
Maroko, Refuge du Toubkal
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3560 km
 
Śniadanie jemy dość obfite, serwowane przez gospodarza, chociaż w stylu zachodnim – pieczywo, ser, dżemiki i inne smarowidła. Przepakowujemy się - bierzemy tylko niewielkie plecaki, żeby iść na lekko, a w nich rzeczy potrzebne na treking i śpiwory. Resztę zostawiamy w pensjonacie.

Przewodnika znalazłam z polecenia, na jednym z blogów dotyczących trekkingu po Górach Atlas. Bardzo kontaktowy i świetnie mówiący po angielsku, więc dość szybko się dogadaliśmy co do trekkingu. Miał być po nas o 8:00, ale jakoś nie przychodził. Co prawda gospodarz powiedział nam, że czeka na nas przewodnik, ale potem zagadał się z kimś i już nie bardzo tym interesował, a my prawie godzinę czekaliśmy na Mohammeda z którym się umawiałam i nawet miałam jego zdjęcie. W końcu po kilku bezowocnych próbach skontaktowania się z nim, zagadaniu do kilku osób, w tym do gospodarza, od słowa do słowa okazało się, że Mohammed jeszcze nie zszedł z Toubkalu z poprzednimi klientami i w zastępstwie przysłał tego niziutkiego, chudziutkiego, prawie nie mówiącego po angielsku mężczyznę – Saida. Jakoś specjalnie nas to nie uszczęśliwiło, bo zależało nam na osobie komunikatywnej, ale Said okazał się potem bardzo sympatyczną i skromną osobą, z którą się porozumiewaliśmy na podstawowym, ale wystarczającym poziomie.

Przewodnik jest obecnie obowiązkowy w drodze na Toubkal i już przy wyjściu na szlak stoi posterunek wojskowy, gdzie skrupulatnie są sprawdzane dokumenty turystów oraz to, z kim wychodzą w góry. Nie ma więc możliwości zlekceważyć tego nakazu.

Wybraliśmy sobie nocleg blisko wyjścia na szlak, co już na wstępie pozwoliło nam na skrócenie drogi o około godzinę. Sama droga do schroniska jest bardzo przyjemna – prowadzi równomiernie w górę, dobrze wytyczonym szlakiem, trawersując pokrytymi kamieniami zboczami, przez Park Narodowy Toubkal. Jest urozmaicona i pozbawiona eksponowanych punktów. Po drodze można się zatrzymać w kilku punktach oferujących napoje i jakieś jedzenie. Korzystamy z każdego z nich by krótko odpocząć – po pierwsze nam się nie spieszy, po drugie przy panującym upale musimy się porządnie nawodnić i nasmarować kremami z filtrem UV, po trzecie – świeżo wyciśnięte soki z pomarańczy na takim trekkingu smakują bosko!

Na pokonanie trasy do schroniska potrzeba 5-6 godzin. I choć nie jest to duży dystans, bo około 10 km, to jednak wychodząc z wysokości 1700 m.n.p.m. trzeba dojść na 3200 m.n.p.m., a na tej wysokości już co niektórzy odczuwają mniejszą ilość tlenu i mają objawy choroby wysokogórskiej. Widzę po drodze taką dziewczynę, która w mękach próbuje dotrzeć do schroniska i już wiem, że na szczyt raczej nie wejdzie.

Trasa nie jest zatłoczona, mijamy co jakiś czas grupki turystów, znacznie częściej mijamy (lub nas mijają) objuczone towarami osły idące do/ze schroniska.

Jesteśmy na miejscu po 14:00. Tata, mimo spacerowania przed wyjazdem przez wiele miesięcy po kilkanaście kilometrów dziennie, czuje się zmęczony. Ostatnią godzinę już bardzo zwalnia kroku, a jak dociera do schroniska i dostajemy przydzielone łóżka w pokoju wieloosobowym to zagrzebuje się w śpiwór i od razu zasypia.

My z Grześkiem bierzemy prysznic (ciepłą wodę traktujemy jak luksus, którego tu nie oczekiwaliśmy) i idziemy jeszcze na krótki rekonesans po okolicy, wychodząc szlakiem trochę powyżej schroniska w stronę szczytu.

Na szczyt nikt nie wychodzi popołudniami, bo wtedy często pojawiają się mgły i załamuje się pogoda. Stąd Toubkal zdobywa się standardowo w 2 dni: pierwszy dzień to dojście do schroniska, drugiego dnia atakuje się szczyt i schodzi do schroniska lub – jak ktoś ma siłę – na sam dół do Imlil.

Mamy więc kilka godzin na odpoczynek, picie marokańskiej herbaty i kilka rozmów z turystami, którzy również dotarli na miejsce. Jest tu może 25 osób plus przewodnicy, a nawet jedna bardzo charyzmatyczna i sympatyczna przewodniczka.

Koło 19:00 zostaje podana dla wszystkich kolacja: gotowane warzywa z kurczakiem oraz makaron. Budzimy tatę - przyda mu się ciepły posiłek.

Na koniec dnia pakujemy lekko plecaki i przygotowujemy ubrania na atak szczytowy – na nizinach mamy ponad 25 stopni, w Imlil około 20, ale tutaj, powyżej 3 tys metrów temperatury w nocy oscylują wokół zera. Ciepłe, soft shellowe spodnie oraz cienkie, ale puchowe kurtki, wełniane skarpety, czapki i ciepłe rękawiczki są więc obowiązkowe.

Pakujemy się w nasze śpiwory, jeden koło drugiego i szybko zasypiamy. Poza Tatą, który już się wyspał i teraz spać nie może. Ja w nocy budzę się jeszcze i wyskakuję szybko do toalety. Tata to zauważa, ale już nie widzi jak wracam po kilku minutach, więc się denerwuje. W końcu wstaje i potrząsa moim śpiworem, sprawdzając czy jestem i budząc mnie przy okazji. Tak – jestem i wracam do spania. Tata nie może zasnąć, bo martwi się, że nie wstaniemy na czas.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (34)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zig
Zuzanna i Grzegorz Szopa
zwiedziła 14% świata (28 państw)
Zasoby: 397 wpisów397 50 komentarzy50 3272 zdjęcia3272 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
11.04.2024 - 14.04.2024
 
 
11.11.2023 - 19.11.2023
 
 
22.05.2022 - 29.05.2022