Niestety czas nie pozwala lepiej się przyjrzeć świątyni w Luksorze. Mijając ją wolno busikiem "łapiemy" co tylko możemy...
Zaglądamy szybko do jednej z fabryk alabastru. Za bakszysz dostajemy kawałek nieobrobionego materiału i zaopatrujemy się w kolejna wazę :)
Następnie na drodze stają nam kolosy Memnona. Ogromne. Szkoda że już nie wydają głosów...
Hany nasz przewodnik przez cały czas nakreśla nam starożytną historię i kulturę. Zna odpowiedź na każde pytanie jakie pada. Mówi bardzo interesująco i z pasją.
Parę minut później jesteśmy u podnóża Świątyni Hatszepsut. Po paru instrukcjach ( Hany niestety z nami nie podąża ) wspinamy się po schodach w stronę wykutej w skale budowli. Ogromny żar z nieba nie pozwala nam tam długo baraszkować. Jednak po raz kolejny jesteśmy zachwyceni pięknem i ogromem starożytnej kultury.
W końcu jesteśmy: Dolina Królów. Pod względem temperatury - bardzo nieprzyjazne miejsce. Hany celowo chciał tu przyjechać na końcu. Spodziewał się mniejszej liczby turystów (i miał racje) którzy zwiedzają to miejsce jako pierwsze, rankiem. Według niego pierwsze powinno się zwiedzać najbardziej interesujące miejsca dopóki grupa nie jest jeszcze zmęczona. Miał rację. Niestety większość naszych współtowarzyszy pędziła od grobowca do grobowca w zawrotnym tempie. My spokojnie chcieliśmy zobaczyć jak najwięcej. Skutek: zgubiła nas grupa... Dziwne, ale się zdarza. W takim wypadku dokładnie zobaczyliśmy grobowce w których nie było czym oddychać i niespiesznie (aczkolwiek przez moją pomyłkę) przeszliśmy w inną nieuczęszczaną część Doliny. W końcu zmęczeni w stronę parkingu. Wszyscy uznali, ze najlepiej będzie na nas czekać w klimatyzowanym busiku i chyba mieli racje ;)