Siedmiogodzinny rejs rzeka Nam Ou okazal sie o niebo lepszy niz Mekongiem. Wspaniale widoki wynagradzaly nam niedogodnosci podrozy. Na rozsypujaca sie lodz zostalo oczywiscie zapakowane tyle ludzi ile sie da (a mialo byc max 8...). Po 5 min. rejsu braklo nam paliwa i z "napedem recznym" wracalismy zeby zatankowac, a po 4h urwala sie sruba napedzajaca lodz i na plazy czekalismy az spokojnie zostanie naprawiona. Mimo wszystko wszyscy byli zachwyceni dzika przyroda i niesamowitymi gorami. Zauwazylismy, ze ci Laotanczycy, ktorzy w jakis sposob maja dostep do turystow sa strasznymi kretaczami. Klamia w zywe oczy. W kazdym miejscu i na kazdym kroku udzielaja niewlasciwych informacji (na swoja korzysc, a nasza niekozysc) dotyczacych cen biletow, czasu odplywu lodzi, rezerwacji, warunkow podrozowania itd. Ich niegoscinnosc wynagradza nam jednak przyroda. Okreslenie 'piekny' to dla Laosu za malo. Jest czarujacy, powalajacy na kolana! Rzeki, gory, dzungla, bekitne niebo...
Nong Kiaw okazalo sie mala wioseczka z jedna droga asfaltowa. Fantastyczne, spokojne miejsce. Wynajelismy bungalow nad rzeka za 50 tys Kipow, z pieknym widokiem na zbocza gor spwite mgla. Wlasciwie to tu z kazdego miejsca sa takie widoki: gdzie by czlowiek nie stanal, tam jest fantastycznie!
W agencji Tiger umawiamy sie na 4h trekking na druga najwyzsza gore w Laosie (mial kosztowac 85tys Kipow). Niestety nastepnego dnia nikt sie nie pojawia. Okazuje sie ze nas znowu oklamali...
W takim wypadku nie pozostaje nam nic innego jak plynac do ...