Do Kambodzy dojechalismy tradycyjnie autobusem (9$ bilet). Roznice miedzy Wietnamem a Kambodza widac juz od granicy. Ledwo sie ja przekroczy, a juz wszedzie widac biede, zebrakow, rozpadajace sie domy. Bieda az piszczy.
Phnom Penh nie jest wielkim miastem i wlasciwie do najwazniejszych miejsc mozna dojsc na nogach. Ze znalezieniem noclegu nie ma zadnych problemow. Nie nalezy oczywiscie sluchac bardzo natretnych "naganiaczy". My wlasciwie przez przypadek zawedrowlismy do Capitol GH (8$ za pokoj z 2 duzymi lozkami) co okazalo sie dobrym wyborem. Po rozpakowaniu bagazy kupilismy u nich bilety do Siem Reap. Choc bylo juz grubo po poludni wybralismy sie na wycieczke do Wat Phnom. Tutaj spotykamy biegajacych i skaczace po wszystkim malpy, ktore sie wyglupiaja i popisuja przed turystami. Zauwazamy wielu zebrajacych ludzi z amputowanymi konczynam - ofiar min ladowych. Przy ostatnich promykach slonca spacerujemy wzdluz rzeki i trafiamy na jeden z licznych bazarow. Grzes nie mogl oprzec sie pokusie aby nie sprobowac jakiegos pieczonego ptaka, wyglodajacego jak nietoperz. Po komsumpcji stwierdzil ze nie warte to bylo tego dolara, ktorego kosztowal... Ale co tam!! Zyje sie tyko raz :)
Bardzo irytujacym dla nas jest to, ze mieszkancy Kambodzy bardzo chetnie operuja dolarami. Ceny w sklepach sa podane w $, ale reszte z zakupow wydaja w rupiach. Np jak cos kosztuje 1,25$ to nie przyjma monety 0,25$- trzeba zaplacic 2$, a oni wydaja 3000R reszty. "Zielone" gora!!
Nastepnego dnia idziemy zwiedzac Toul Sleng Museum (2$). Jest to byla szkola przerobiona na wiezienie, gdzie w latach '70 Khmerowie po objeciu wladzy w Kambodzy torturaowali ludzi, dziennie ginelo tam ok 100 osob. Sale lekcyjne przerobione byly na cele, a klawiszami byly nawet 12 letnie dzieci. W niektorych pozostaly jeszcze slady krwi wsiakniete w podloge czy w sciany. Na pobliskich polach smierci, ktore byly niczym innym jak obozami pracy, zginely miliony osob. Cale Pnom Penh bylo w tym czasie wyludnione - ze stolicy uczyniono martwe miasto, wybijajac cala inteligencje, a reszte ludzi wysiedlajac na wsie.
Niewinne miejsce - przerazajaca historia! ... Zrobilo na nas ogromne wrazenie.
Nastepnie udalismy sie do National Museum (3$), gdzie mozna zobaczyc przepiekne zabytkowe eksponaty, w wiekszosci rzezby i posazki. Wiele z nich pochodzi z Angkor - zostaly tu przywiezione zeby zapobiec ich rozkradaniu przez miejscowych. Po drodze zrobilismy sobie szybka fotke przy Independence Monument.
O godzinie 14.00 juz czekalismy w kolejce na otwarcie Royal Palace. Cena 6,25$ za bilet zbila nas z nog! Sam kompleks palacowy jest piekny, ale wejsc mozna tylko do kilku budynkow. Reszta jest zamknieta dla zwiedzajacych. Nie umywa sie do Palacu Krolewskiego w Bangkoku. Ale fantastyczna jest przede wszystkim Silver Pagoda - swiatynia ze srebrna podloga, w ktorej stoi kilka szczerozlotych posagow Buddy, wysadzanych kamieniami szlachetnymi - rubinami, diamentami i turkusami. Zastanawialismy sie czy to prawdziwe kamienie i zloto, czy tylko replika, a oryginaly sa pochowane w skarbcach, ale nigdzie nie doczytalam ze to repliki.
Przypalacowe stupy tez sa sliczne, lsnia czysta biela, widac ze sa regularnie odnawiane. Wszedzie naturalnie rosna roznokolorowe storczyki. Zachwycil nas zwlaszca jeden - oplatajacy korzenie ogromnego drzewa. Wygladal bajecznie!