Kończymy dzień wizytą w Seljavallalaug - najstarszym basenie na Islandii, który został zbudowany w 1923 roku. Po podjechaniu na parking trzeba jeszcze jakieś 20 minut dojść do basenu przepiękną doliną, otoczoną wzgórzami porośniętymi łubinem. Teraz wyszło słońce i cudownie oświetla dolinę. W Islandii właśnie to jest niesamowite - zmienność krajobrazu i pogody. Możesz w jednym miejscu tonąć we mgle, a kilka kilometrów dalej mieć nad sobą błękitne niebo i słońce. Druga cecha Islandii to bardzo intensywna zieleń. Być może ze względu na wilgoć lub niskie temperatury rośliny są cały czas w stanie takim, jak u nas wczesną wiosną - w stanie świeżości i intensywnych kolorów. A być może przez czyste powietrze, nie osiada na nich po prostu tyle kurzu ile w Europie, nie ma tu tylu samochodów pokrywających wszystko spalinami. Tu kolory są bardzo intensywne.
Sam basen, mimo że stoi na prywatnym terenie, jest otwarty i bezpłatnie dostępny dla wszystkich. Wypełniony jest oczywiście wodą geotermalną o przyjemnej temperaturze ok 40 stopni. Przebieralnie są zamykane, więc można się rozebrać będąc względnie osłoniętym od wiatru. Ja natomiast znowu nie zdecydowałam się na taki krok - gdyby tak nie wiało, to może jeszcze, ale dla mnie jednak zbyt dużym wyzwaniem jest wystawić się bez ciepłego ubrania na takie temperatury, nawet, jeżeli to tylko minuta przed wskoczeniem do ciepłej wody.
Sam basen jest zdecydowanie stary i odrapany, cały urok zawdzięcza otoczeniu - można grzać tyłek w ciepłej wodzie i patrzeć pół dnia na wzgórza.
My z tego punktu wróciliśmy do samochodu, ale podobno wystarczy iść jeszcze kilka minut dalej, a tam czekają betonowe wanny wypełnione gorącą wodą geotermalną - również ogólnodostępne i z pięknymi widokami. Polecam więc sprawdzić i tą opcję.