Co prawda jest już dość późno, ale nadal jasno, a więc nie widzimy powodu by wracać do domu. Przecież całkiem niedaleko już znajduje się Kirkjufell - słynna islandzka góra, którą można oglądać na wielu pocztówkach. Przez wielu jest uważana za najpiękniejszą górę półwyspu Snæfellsnes. Ma charakterystyczny kształt stożka, nie sposób jej pomylić z żadną inną. Być na Islandii i nie widzieć Kirkjufell to jak być w Nowym Jorku i nie widzieć Statuy Wolności. Jedziemy więc na północ Islandii, po drodze podziwiając przepiękne fiordy. Wcinają się tu wgłąb lądu, tworząc malownicze wodne zakola. Jest naprawdę pięknie!
Pod Kirkjufell znajduje się wodospad, który można podziwiać z każdej strony, bo jest nad nim mostek dla pieszych. Z mostka roztacza się widok na fiordy. Sama Kirkjufell ma znany wszystkim kształt stożka dopiero, gdy popatrzy się na nią z lewego brzegu wodospadu. Jadąc drogą można ją bez gps-a zwyczajnie przegapić.
Nie wiem, czy można na nią wejść. Chętnie bym się dowiedziała, ale musimy jechać dalej. Żeby nie nadrabiać dziesiątek kilometrów decydujemy się nie wracać wybrzeżem, tak jak przyjechaliśmy, ale przez góry, przecinając półwysep Snæfellsnes. Bierzemy pod uwagę ryzyko, że stare fordy transity mogą nie dać rady po drodze. Ale okazuje się, że to dobra decyzja - droga tylko leciutko wznosi się na początkowym odcinku w górę, ale jest w większości płasko, bo trasa prowadzi między szczytami. A my mamy okazję podziwiać jeszcze góry i wnętrze wyspy.