Świątynie wykute w skałach są jedną z największych atrakcji na Sri Lance i niewątpliwie są warte zobaczenia.
Do Dambulli dojechaliśmy autobusem z którego kawałek trzeba przejść na nogach. Wokół jest pełno naganiaczy i kierowców, którzy za spore kwoty proponują dowóz na odcinku zaledwie kilkuset metrów. Nie dajemy się skusić i z plecakami idziemy na nogach.
Świątynie znajdują się na wzgórzu i aby do nich dojść, trzeba pokonać setki schodów. Jednak roztaczają się z nich piękne widoki, umilające wspinaczkę. Przed świątyniami zaczepiają nas małpy oraz pracownicy, proszący o zdjęcie butów przed wejściem. Większość ludzi zostawia je w prowizorycznych, płatnych 'szatniach', my swoje pakujemy do plecaka. Na początku nagrzana skała parzy nam bose stopy, ale szybko się przyzwyczajamy. Wchodzimy wraz z tłumem na teren świątynny. Tutaj znajduję się cały szereg świątyń, położonych jedna za drugą, wykutych w skałach i ozdobionych freskami naskalnymi i płaskorzeźbami. Są one bardzo kolorowe, jednak w świątyniach panuje półmrok chroniący je przed zniszczeniem, więc w całej krasie widzimy obrazy tylko w błysku fleszy. W świątyniach jest też mnóstwo figur buddyjskich, a największą jest 15-metrowy posąg przedstawiający umierającego Buddę. Każda z jaskiń ukazuje inną historię.
Jaskiń jest w sumie 80, ale świątynie stworzono w pięciu największych. Powstały one w 1 w.p.n.e.
Miejsce zwiedzają z nami tłumy pielgrzymów, ale jest naprawdę niesamowite. Na zewnątrz panuje upał, a w świątyniach przyjemny chłód. Spędzamy tu sporo czasu.
Przed nami jednak dalsza droga, pora jechać dalej na północ.