Po kolejnych 2 godzinach docieramy do Kluż-Napoka. Już w drodze złapał nas mocny głód, ale nie wypatrzyliśmy żadnego sensownego miejsca, gdzie moglibyśmy się zatrzymać.
Idziemy więc do polecanej w internecie restauracji Roata, która oferuje kuchnię rumuńską. Tutaj próbujemy dań, które będziemy jeść właściwie za każdym razem, ilekroć sięgniemy po rumuńskie dania.
Bierzemy zupę fasolowo - warzywną z wołowiną, ja smażonego kurczaka, a Grzesiek polentę z boczkiem i serem, robioną z kaszy kukurydzianej. Na desr zamawiamy papanasi - pączki z dżęmem jagodowym polane śmietaną, na które czekamy jednak tak długo, że prawie rezygnujemy z deseru. Wszystko jest bardzo smaczne, choć dość ciężkie.
Gdy zaczyna zapadać zmrok idziemy jeszcze na spacer na rynek. Znajduje się tam gotycki kościół św. Michała, przed którym stoi ogromny pomnik Macieja Korwina - króla węgierskiego, który m.in. nie znosił Polaków, bo odmówiono mu ślubu z Jadwigą Jagiellonką.
Warto stamtąd przejść się jeszcze na plac Iancu i zobaczyć Sobór Zaśnięcia Matki Bożej. My jednak przespacerowaliśmy się tylko uliczkami wokół rynku, a właściwie Placu Unirii.
Kluż-Napoka jest jednym z największych miast Rumunii, dość imprezowym, bo uniwersyteckim, ale jako że nas nie interesują te klimaty, to ruszyliśmy w dalszą drogę.