Geoblog.pl    zig    Podróże    Rumunia    Transalpina - najwyżej położona trasa Rumunii
Zwiń mapę
2022
02
sie

Transalpina - najwyżej położona trasa Rumunii

 
Rumunia
Rumunia, Transalpina
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 669 km
 
Transalpina to najwyżej położona trasa w Rumunii, biegnąca w centralnej części przez karpackie przełęcze. Zaczyna się w Sebes i biegnie na południe do wsi Ciocadia, za miasteczkiem Novaci. Ma prawie 150km długości.

Oczywiście nie mogliśmy odpuścić takiej trasy :)

Początkowy odcinek Transalpiny jest mało widokowy, jedzie się głównie przez las, tyle, że cały czas w górę. Droga jest bardzo dobra, z licznymi zakrętami, które dodają jej uroku. Dodatkową atrakcją są owce, które całymi stadami przebiegają przez ulicę. Trasa prowadzi najpierw do jeziora Tau-Bistra, przy którym zatrzymujemy się, by rozprostować nogi i wyprowadzić psa.

Dalej jedziemy do ogromnego jeziora Oasa, przy którym też można się na chwilę zatrzymać, jednak są tu tłumy i mnóstwo kramów. Jezioro jest sztuczne i powstało przez wybudowanie zapory. Na jego drugim brzegu znajduje się klasztor, ale prowadzi do niego gruntowa droga. Początkowo chcieliśmy tam dojechać, ale po przejechaniu zaledwie kilkudziesięciu metrów wytrzepało nami tak bardzo, że zrezygnowaliśmy.

Dopiero jeszcze kawałek za jeziorem las ustępuje trawom i otwierają się przed nami widoki na karpackie połoniny. Spotykamy tam kilka ciekawskich osłów, które nas zatrzymują na chwilę, otaczając samochód ze wszystkich stron.

Im wyżej, tym piękniej, ale też tym bardziej wietrznie. Jesteśmy w końcu powyżej 2000 m.n.p.m. Jedziemy powolutku, rozglądając się za miejscem, w którym moglibyśmy spędzić noc. Wiele aut jest zaparkowanych gdzieś na bocznych drogach lub wzgórzach, bo biwakowanie jest tu popularną formą wypoczynku. Jednak ludzi na trasie nie ma wiele - turyści są, ale nie w przytłaczającej ilości.

W końcu docieramy do punktu widokowego Saua Urdele, za którym skręcamy w gruntową drogę w stronę gór. Kawałek dalej zjeżdżamy z drogi i jedziemy troszkę niżej, na miejsce bardziej osłonięte od wiatru. Jesteśmy na około 2100 m.n.p.m. i postanawiamy się rozbić w pobliżu małego jeziorka i pustej teraz chaty pasterskiej.

Widoki mamy świetne, szczyty gór przed nami, a wokół połoniny. Rozglądamy się bacznie czy gdzieś w pobliżu nie ma niedźwiedzi, bo w Rumunii jest ich najwięcej w Europie. Nie wypatrujemy żadnego zwierza, więc rozbijamy namiot, rozkładamy leżaczki i przygotowujemy sobie liofilizowaną kolację. Yeti nie wie do końca co się dzieje - o ile w samochodzie był już dziś spokojny, przyzwyczaił się do drogi i większość czasu spędził drzemiąc na tylnym siedzeniu, o tyle namiot jest dla niego nowością i szybko się przekonuje, że linki trzeba omijać, bo można się na nich boleśnie zawiesić.

Robi się coraz chłodniej, słońce powoli zachodzi, a zachodząc funduje nam piękny widok. O 20:00 robi się ciemno, więc wchodzimy do namiotu i przy świetle latarek czytamy książki. Pies zmęczony zasypia w 2 sekundy. Przykrywam go kocem, a sama w ubraniu zakopuję się w śpiworze.

Około północy wychodzimy jeszcze z namiotu na śródnocną toaletę. I dobrze, bo dzięki temu mamy szansę zobaczyć tak rozgwieżdżone niebo, jakiego jeszcze nie widzieliśmy nigdy (nawet w Pirenejach Grzesiek nie widział tylu gwiazd). Droga mleczna jest pięknie rozlana nad nami, a wokół jest jasno nie tyle od światła księżyca, co właśnie od gwiazd. W zasięgu wzroku nie ma żadnych sztucznych źródeł światła, więc gwiazdozbiór mamy jak na dłoni.

Niestety jest tak zimno, że nie cieszymy się tym widokiem zbyt długo. Jakieś 5 stopni, na które nie jesteśmy tak naprawdę przygotowani. Nie mamy ciepłych kurtek ani śpiworów, mam tylko legginsy, cienką kurtkę przeciwdeszczową i śpiwór z tolerancją do +15 stopni. I na szczęście koc. W nocy więc jest nam zimno i często się budzę, próbując się ogrzać. Pies śpi pod kocem między moimi nogami - tak mu najcieplej.

Kolejny dzień mija nam na relaksie. Spokojnie wstajemy, gdy robi się trochę cieplej. Przygotowujemy sobie herbatkę na kuchence gazowej, a potem kanapki z dżemem. Powoli się rozkręcamy, przeciągamy i delektujemy od rana widokami. Mamy na zapasie cudowne wino z Tokaja, które nam umila dzień. Bardzo, bardzo leniwie nam mija czas, głównie na podziwianiu widoków i czytaniu książek. Przez cały dzień widzimy w oddali na szlaku dosłownie kilka osób. Raz tylko podjeżdża do nas rowerem elektrycznym starszy pan z Niemiec i ucinamy sobie pogawędkę.

W końcu po południu stwierdzamy, że się trochę ruszymy i wybieramy się na szlak biegnący zaraz za naszymi plecami. Yeti biega swobodnie, przeszczęśliwy, że żadna smycz go nie krępuje. Nie chce nawet dać się wziąć na ręcę, tylko zasuwa sam po kamieniach w górę. Tak dochodzimy pod szczyt Mohoru (2337 m.n.pm.m), po drodze ponownie spotykając znajomego Niemca. Sam szczyt jest okupowany przez stado owiec i kilka psów pasterskich, więc nie wchodzimy na niego ze względu na Yetiego. Ale jesteśmy zaraz pod.

Wracamy niespiesznie do namiotu. Jest może 15 stopni, ale postanawiamy wziąć prysznic. Mamy taki "solarny prysznic polowy". Co prawda nie udaje nam się w nim wystarczająco nagrzać wody na słońcu, więc dolewamy trochę wrzątku, ale spełnia swoją funkcję doskonale :)

Na noc tym razem ubieramy się jeszcze cieplej, zakładam od razu kurtkę, a Yeti układając się do spania owija mi się wokół głowy, przykryty ręcznikiem. Śpimy lepiej, bo już w znajomych warunkach.Niestety dziś niebo jest troszkę zachmurzone, więc gwiazd nie widać tak pięknie, jak wczoraj.

Nazajutrz postanawiamy ruszyć dalej. Grześ robi jajecznicę na śniadanie. Gotowanie w takich warunkach ma swój urok. Nie ma co wybrzydzać, je się to co jest, ale wszystko smakuje inaczej niż w domu :) Zwijamy namiot i ruszamy dalej Transalpiną. Praktycznie od razu wyjeżdżamy na Przełęcz Urdele - najwyższy punkt Transalpiny, wokół którego roztaczają się najpiękniejsze widoki z trasy. Za przełęczą już jedziemy właściwie cały czas w dół, pokonując kolejne serpentyny. Po drodze mijamy samochód, który nie wyrobił na jednym z zakrętów i wypadł z trasy. Zjeżdżamy najpierw do małej mieścinki Ranca, a potem do Novici, gdzie zatrzymujemy się w kawiarni na niezbyt smaczną kawę. Transalpina za nami.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (35)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zig
Zuzanna i Grzegorz Szopa
zwiedziła 14% świata (28 państw)
Zasoby: 397 wpisów397 50 komentarzy50 3272 zdjęcia3272 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
11.04.2024 - 14.04.2024
 
 
11.11.2023 - 19.11.2023
 
 
22.05.2022 - 29.05.2022