Geoblog.pl    zig    Podróże    Rumunia    Wchodzimy na 2399 m.n.p.m.
Zwiń mapę
2022
05
sie

Wchodzimy na 2399 m.n.p.m.

 
Rumunia
Rumunia, Varful Paltinu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 751 km
 
Budzimy się niespiesznie, wraz z rosnącą temperaturą w namiocie. Wokół przyjemna cisza, słychać tylko ćwierkanie ptaków i gdzieniegdzie beczenie owiec.
Spokojnie parzymy herbatkę i jemy śniadanie, ciesząc się spokojem i pierwszymi promieniami słońca. Potem składamy namiot, sprzątamy śmieci pozostawione przez innych (swoje zawsze od razu wrzucamy do worków na śmieci i wywozimy) i wyjeżdżamy na Trasfogaraską.

Jesteśmy w takim miejscu, że dalej trasa nie jest już zalesiona, tylko odsłaniają się przed nami góry. Prawie od razu zaczynają się serpentyny i niesamowite widoki. Fakt, że jest wcześnie rano i słońce oświetla dopiero szczyty gór, powoli zsuwając się w dół zlizuje ze stoków ślady cienia, jeszcze bardziej potęguje magię.
Jest tak pięknie, że zatrzymujemy się prawie na każdym zakręcie, przy którym jest zatoczka umożliwiająca postój. Ruch na trasie jest jeszcze mały, ale nie jesteśmy już sami. Widoki - urzekające. Ta, północna część trasy, jest zdecydowanie piękniejsza od południowej.

Karmiąc oczy widokami przejeżdżamy przez Tunel Transfogaraski i dojeżdżamy do Jeziora Bâlea. Znajdują się tam parkingi oraz początki wielu szlaków. Po wschodniej stronie trasy, przy jeziorze, są tłumy, bo wiele osób nie wychodzi wyżej na szlak, tylko zostaje w tym miejscu (podobnie jak w Tatrach przy Morskim Oku...). Ułatwieniem jest fakt, że tutaj do jeziora czy na górskie szlaki nie trzeba dojść wiele kilometrów, ale znajdują się one zaraz przy szosie.

My wybieramy zachodnią stronę trasy, gdzie ludzi widzimy zdecydowanie mniej, bo szlak od razu dość ostro pnie się pod górę. Aczkolwiek nadal jest zielono: rośnie trawa, kwitną kwiaty.Yeti dzielnie zasuwa na swoich małych nóżkach, bo przecież każdy centymetr trasy trzeba dokładnie obwąchać. Dopiero gdy wychodzimy wyżej, do miejsca gdzie pod nogami już są same kamienie, a słońce zaczyna przygrzewać, Yeti pozwala się wsadzić do transportera i przez chwilę, na czas przejścia najbardziej kamienistego odcinka trasy, podziwia świat z góry. Nie mamy specjalnego planu, idziemy po prostu przed siebie, na każdym rozstaju decydując się na bieżąco czy idziemy dalej i w jakim kierunku. Po drodze spotykamy pasterza z kilkoma psami i stadem owiec, który zachęca nas do wyjścia wyżej i prosi o czekoladę. Dajemy mu więc wszystkie słodycze jakie mamy, zostawiając sobie po jabłku.
Zatrzymując się co chwilę by nasycić oczy widokami, po jakiejś 1,5 godziny docieramy do połoniny. Kawałek sporego płaskiego terenu, z którego albo można iść w górę, albo w dal - na pobliskie i te dalsze szczyty, jest idealnym miejscem na relaks. Rozkładamy się więc tam, gdzie najmniej wieje (bo na tej wysokości, około 2300 m.n.p.m., gdy zajdzie słońce momentalnie robi się chłodno, nawet przy lekkim wiaterku) i spędzamy tak jakiś czas, patrząc na okoliczne szczyty, doliny i jeziora. Góry Fogaraskie należą do Karpat, tak jak Tatry i są do Tatr bardzo podobne. Równie piękne i majestatyczne, tylko zieleńsze i bardziej dostępne. Szlaków jest sporo i są bardzo przystępne, a ludzi jest kilkusetkrotnie mniej. Przez kilka godzin na szlaku minęliśmy może 20 osób i to w sezonie. I można tu chodzić po szlakach z psami, z czego Yeti korzysta zadowolony, tarzając się i skacząc po połoninie. Jest cudnie!

Stwierdzamy, że przed nami jeszcze kawał dnia, więc przejdziemy się na pobliski szczyt Varful Paltinu. Z połoniny prowadzi tam krótkie podejście, może 10-15 minut i już jesteśmy na 2399 m.n.p.m. Spotykamy tam wielkie stado owiec. Jak one tam wlazły?!? Widoki stąd są jeszcze piękniejsze, tu jesteśmy tylko my i góry, bo ludzie w dole są tak mali, że ich w ogóle nie widać. Prawie płaska trasa ciągnąca się dalej trawiastą granią zachęca do dalszej wędrówki. Idziemy jednak tylko kawałek, mając na względzie, że Yeti chce koniecznie większość trasy przejść sam, a trzeba jeszcze wrócić, więc może mu nie starczyć pary w łąpkach.
Zawracamy więc i kieruejmy się w stronę samochodu. Yeti jeszcze obszczekuje stado owiec, ustawiając je na stoku po swojemu. Maja go w nosie, ale posłusznie odsuwają się kawałek dalej, najwyraźniej zaskoczone jego pewnością siebie wprost nieproporcjonalną do rozmiaru.

Droga powrotna ponownie karmi nas najpiękniejszymi widokami tego kraju. Zresztą - tą ucztą można cieszyć się niemal cały czas, bo szlak jest na tyle łagodny, że nie trzeba cały czas patrzeć pod nogi i uważać na każdy krok.
Schodzimy do parkingu wczesnym popołudniem, obierając za cel upatrzone z góry miejsce na obiad. Jest to niewielkie wzniesienie znajdujące się nad tunelem, bez ludzi, z którego roztacza się widok na jezioro i okolicę. Bierzemy butlę gazową, wodę, kilka dań instant i karimatę, znajdujemy płaski kamień idealny na stół i zabieramy się za przygotowanie obiadu. Słońce przygrzewa (zresztą czuję, że nos mi porządnie dziś przypiekło), więc robię Yetiemu zadaszenie z karimaty, żeby miał trochę cienia. Przydaje się, bo Yeti niemal od razu ucina sobie tam drzemkę.

Mija chwila, potem druga i trzecia, aż w końcu stwierdzamy, że pora się ruszyć. Schodzimy na wschodnią stronę trasy i od razu uderza nas dźwięk, który przypomina natrętne bzyczenie owada. To pogłos rozmów prowadzonych przez tłumy wylegujące się nad jeziorem, chodzące po parkingu i oglądające souveniry na kramach ustawionych wzdłuż ulicy. Postanawiamy się więc szybko stąd ewakuować. Ale to miejsce, skąd można rozpocząć wiele wędrówek po Fogaraszach, na pewno jeszcze odwiedzimy.

Zaraz po minięciu kramów rozpoczyna się najbardziej widokowy i najbardziej znany odcinek trasy Transfogaraskiej - słynne zygzaki. Tu również zatrzymujemy się gdzie tylko się da, bo jest tak pięknie - wysokie góry, słońce, trawy, fioletowe kwiaty - widoki jak z obrazka. Nie bez powodu Trasfogaraska jest uznawana za najpiękniejszą trasę na świecie. Nikt się nie speszy, samochody toczą się powoli, bo każdy zachwyca się panoramą. A z każdym kolejnym miniętym zakrętem jest jeszcze piękniej. Zresztą - wystarczy spojrzeć na zdjęcia :) I zdecydowanie polecam pokonać ten odcinek w tą stronę, co my - z południa na północ, a więc zjeżdżając w dół. Jadąc w przeciwnym kierunku nie ma się przed oczami tak spektakularnych widoków, bo ciągle jedzie się w górę i część trasy jest zasłonięta przed wzrokiem.

Kawałek dalej zaczynają się ponownie lasy, ale już tylko na niewielkim odcinku, potem Transfogaraska schodzi całkiem w dół i już biegnie po płaskim terenie do Cartisoary jak zwykła ulica. My do Cartisoary nie dojeżdżamy - kilka kilometrow wcześniej zjeżdżamy na zachód od trasy i po przejechaniu kilkuset metrów zatrzymujemy się nad rzeką, w miejscu w miarę osłoniętym, gdzie jest płasko, mamy drzewo i nawet miejsce na ognisko. Tu się dziś rozbijemy. Jest jeszcze gorąco, około 30 stopni, w porównaniu do 20 w górach i obecnie 40 w Polsce. Zanim więc rozłożymy namiot rozkładamy się na leżakach, z książkami i schłodzonym naprędko w rzece winem. Cieszymy się leniwym popołudniem, uważając tylko na mrówki, których są tu tysiące. Grześ grzeje wodę do prysznica i montuje na drzewie misterną konstrukcję, dzięki której możemy wziąć najprawdziwszy prysznic na stojąco i porządnie się umyć - w końcu, po kilku dniach. Po winie, książce i prysznicu, dopełniamy swojego szczęścia kolacją, tym razem dla odmiany mamy dania w proszku. Potem idę jeszcze na spacer z Yetim po okolicy, ponieważ obecnie "dom" to dla niego nie tylko namiot, ale i jego okolica, stąd na toaletę muszę z nim wychodzić zawsze dalej od naszego obozowiska.

Zasypiamy wśród cykania owadów, w cieple i błogości.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (34)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zig
Zuzanna i Grzegorz Szopa
zwiedziła 14% świata (28 państw)
Zasoby: 384 wpisy384 50 komentarzy50 3077 zdjęć3077 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
11.11.2023 - 13.11.2023
 
 
22.05.2022 - 29.05.2022
 
 
29.01.2023 - 13.02.2023