Droga jest bardzo przyjemna. Mijamy rożnego rodzaju bardzo stare formacje skalne, przepaścisty Wielki Śnieżny Kocioł, TV stacje nadawcza.. Po jakimś czasie jesteśmy w stanie dostrzec, daleko na horyzoncie, Śnieżkę. Motywuje nas ten widok. Z każdą godziną szczyt robi się coraz wyraźniejszy i większy. Zaczyna na powoli dokuczać dosyć porywisty wiatr. Niestety jesteśmy na niego skazani na tym odsłoniętym, biegnącym samymi szczytami szlaku.
W końcu stajemy u stóp Śnieżki! Goły, nieporośnięty niczym, skalisty, czerwony kopiec z charakterystycznym budynkiem na szczycie! Stoimy na dole koło sporego schroniska które z niewiadomych przyczyn jest zamknięte. Jest coraz później i myśleliśmy że to tutaj się przenocujemy. Postanawiamy wyjść na szczyt ( tam też kiedyś było schronisko ). Kręta ścieżka prowadzi wprost do budynku obserwatorium. W dolnej części budynku znajduje się restauracja. Próbujemy się dowiedzieć coś na temat noclegu, jednak niemiła pani ucina rozmowę mówiąc, że to ją nie interesuje co dalej zrobimy tylko to czy coś zamawiamy czy nie..
Niestety piękne widoki zostały zrównoważone z brakiem gościnności. Bilans odczuć końcowych równy zero. W takim to nastroju opuszczamy Królową Sudetów żegnając jeszcze jednym, ostatnim spojrzeniem. Zachodzące słońce czyni ją koloru ceglasto-czerwonego. Bardzo się wyróżnia na tle otaczającej ją zielonej przyrody.
Postanawiamy zejść do Karpacza. To tylko następne 10 km ;) W czasie dosyć stromego odcinka szlaku Zuza doznaje kontuzji stopy. Powoli, kuśtykając mijamy parę ludzi która miała też "przygodę" przy schodzeniu - kobiecie rozleciały się buty (!) więc mąż dał jej swoje (troszkę na nią za duże) a sam dreptał na bosaka. Miał przechlapane!
W połowie drogi napotykamy się na schronisko Łomniczka, którego gospodyni wita nas dokarmiając sarny. Gospodarz, prawdziwy duch gór, do późna opowiada nam historie jakie spotkały go na szlakach. Czujemy się tu rewelacyjnie! Noc spędzamy na podłodze, w towarzystwie psów i kotów. Za to na śniadanie dostajemy przepyszne naleśniki!