Po 2 godzinach 15 minutach lotu, o 18:20 czasu lokalnego lądujemy w Stambule. Na przesiadkę mamy niecałe 1,5 godziny, więc niewiele, biorąc pod uwagę gigantyczne rozmiary tego nowoczesnego lotniska. Terminali jest tyle, że na początku mamy problem ze znalezieniem naszego. Na szczęście nie musimy ponownie nadawać bagaży, bo mamy lot łączony. Docieramy pod naszą bramkę na 30 minut przed rozpoczęciem check-inu.
Tu wyłączam dane mobilne w telefonie, który wcześniej miałam ustawiony na tryb samolotowy. Niestety - za późno. Mimo tego trybu telefon zdołał się połączyć z siecią i ściągnął jakieś dane. A że Turcja nie jest w UE, to naliczyły mi się dodatkowe opłaty - w wysokości mojego rocznego abonamentu :( Oczywiście próbowałam to reklamować później, ale sieć nie uwzględniła skargi tłumacząc, że nawet przy trybie samolotowym telefon ma prawo pobrać dane, a jedynym skutecznym sposobem by tak się nie stało jest wyciągnięcie karty SIM z telefonu. Tak więc pamiętajcie o tym na przyszłość, gdy będziecie lecieć poza UE.
A Stambuł nocą z lotu ptaka jest... bardzo poukładany. Wygląda trochę jak gra planszowa, a nie miasto.