Geoblog.pl    zig    Podróże    Tanzania    Zanzibar
Zwiń mapę
2023
10
lut

Zanzibar

 
Tanzania
Tanzania, Paje
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8378 km
 
Zazwyczaj podróżujemy w ten sposób, że pierwsza część naszych wyjazdów to zwiedzanie, zdobywanie, robienie tego co jest fizycznie męczące, a potem przychodzi czas na odpoczynek, relaks i rozpieszczanie zmysłów.

Założenie więc jest takie, że na Zanzibarze stawiamy na relaks i przyjemności. Zaczynamy więc dzień od wymoczenia się w morzu (szczególnie Kasia), a potem objadamy się więc śniadaniem pod sam korek. To nasz przedostatni dzień w Tanzanii, a nadal nie mamy kupionych żadnych pamiątek i prezentów. Idziemy więc do Paje, które jest oddalone od nas jakieś 5 km i jest tam podobno lepsza infrastruktura niż w Jambiani ( w którym de facto poza hotelami, kilkoma straganami z owocami i może trzema knajpkami nie ma nic).

Razem z dziewczynami decydujemy się na spacer plażą – bo przecież fajnie jest przejść się po piasku. Nie mogę powiedzieć, że brzegiem morza, bo morze już odpłynęło daleko od nas. Tymczasem dość szybko upał zaczyna dawać nam w kość. Jest naprawdę bardzo gorąco. W połowie drogi okazuje się, że piasku nie ma na pewnym odcinku, musimy więc spory kawałek przejść po mokrych skałkach pokrytych wodorostami, wystającymi z odsłoniętego dna. Nie jest to super łatwe w japonkach, zwłaszcza, jak są mokre i stopa się w nich ślizga. Ale nie przesadzajmy – nie takie rzeczy się robiło!

Do Paje docieramy zmęczeni upałem tak bardzo, że od razu bierzemy na cel kokosy, żeby napić się orzeźwiającej wody kokosowej. Jest tu rodzaj targu, z mnóstwem straganów, gdzie można kupić nie tylko owoce, ale przede wszystkim ubrania i przeróżne pamiątki. Spędzamy więc jakiś czas chodząc od jednego straganu do drugiego i zaciekle się targując. W końcu kupujemy sobie po sukience – takiej samej, ale w innym kolorze (oczywiście Grzesiek nie kupuje sukienki, tylko dziewczyny), ja biorę kilka drewnianych figurek afrykańskich na prezenty, dziewczyny też coś wybierają. Udaje nam się wytargować całkiem przyzwoite ceny, a Kasia jest w tym naprawdę niezła (2 razy jak już sprzedawca nie chce spuścić z ceny to Kasia po prostu odwraca się i zaczyna wychodzić ze sklepu i wtedy zawsze okazuje się, że jednak można taniej).

Jest już koło 13:00 więc szukamy jakiejś knajpki, żeby zjeść obiad. Znajdujemy fajne miejsce gdzie na dzień dobry wypijamy po zimnym piwie, żeby się trochę ochłodzić. Potem składamy zamówienie, na które czekamy bardzo, ale to bardzo długo, koło godziny. Jedzenie nie jest tak dobre jak w Jambiani, ale jest ok.

Teraz czeka nas jeszcze droga powrotna, na którą nikt specjalnie w tym skwarze nie ma siły. Ale przynajmniej morze zaczęło wracać na swoje miejsce, więc można po drodze chociaż zamoczyć stopy – choć ochłodzeniem ich bym tego nie nazwała, bo woda ma z 30 stopni. W połowie drogi Grzesiek orientuje się, że nie ma aparatu i stwierdza, że musiał go zostawić w restauracji. Biegiem więc tam wraca, bo aparat do tanich nie należy. Okazuje się, że oczywiście go mają, chociaż na początku jak Grzesiek poprosił o zwrot to chłopak udawał, że nie wie o co chodzi. Trzeba się więc tu dobrze pilnować i być stanowczym – to nie Azja, gdzie jak coś zgubisz to będą za Tobą biec, by Ci oddać. Tu najwidoczniej jak ktoś nie naciska na zwrot zguby, to chętnie przyjmują fakt szybkiej zmiany właściciela…

Reszta drogi już przebiega nam przyjemnie, zwłaszcza, że po drodze znajdujemy huśtawkę :)

Gdy docieramy opaleni na mocny brąz, zmęczeni i przegrzani do hotelu, recepcjonista mówi nam, że wybraliśmy się na spacer w najgorętszy dzień w miesiącu – temperatura była bliska 40 stopni.

Chłodny prysznic i chwila siedzenia w klimatyzowanym pokoju by dojść do siebie okazują się niezbędne.

Na kolację umawiamy się z dziewczynami w jednej z knajpek przy plaży, które widzieliśmy po drodze. Lubimy próbować jedzenia w różnych miejscach, różnych smaków, a muszę przyznać, że na Zanzibarze wyjątkowo smaczne i tanie są owoce morza. Grillowane ośmiornice plus ryż i warzywa stają się naszym głównym daniem – na marginesie ośmiornice są zdrowe i lekkostrawne, co nas bardzo cieszy, bo minimalizuje to ewentualne problemy żołądkowe.

Wieczorem poznajemy w hotelowej restauracji rodzinę – gość jest francuzem, kobieta niemką, kilkuletnia córka mieszka już w trzecim kraju i myślą teraz o przeprowadzce na stałe (tzn. na kilka lat) na Zanzibar – bo im się klimat podoba. To jest życie!

Wieczorem na recepcji wita nas modliszka. W ciągu dnia hotelu pilnowała kotka. Widocznie na weekend wymieniają obsługę :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (14)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zig
Zuzanna i Grzegorz Szopa
zwiedziła 14% świata (28 państw)
Zasoby: 397 wpisów397 50 komentarzy50 3272 zdjęcia3272 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
11.04.2024 - 14.04.2024
 
 
11.11.2023 - 19.11.2023
 
 
22.05.2022 - 29.05.2022