Rankiem postanawiamy jeszcze skorzystać ze skarbów natury i wykorzystać dostępność naturalnego, świeżego błotka z Morza Martwego. Zjeżdżamy więc meleksem nad sam brzeg (wbrew pozorom na nogach byłby to spory kawałek do przejścia). Okazuje się, że przy niewielkiej plaży znajduje się pojemnik z błotem, którym można się częstować. Smarujemy się od stóp do głów. Wyglądamy wspaniale! A z Grześka wychodzi jego prawdziwa natura pod postacią Krakena, buhahaha!
Błoto ma specyficzny zapach, ale nie śmierdzi. I nie spływa, nawet jak wchodzimy w nim do wody. Nie ma tu na brzegu soli, a tylko kamienie, ale wyporność jest tak samo duża jak wszędzie, więc znów dobrą chwilę dryfujemy i wystawiamy do słońca wszystko, co nam z wody wystaje (czyli prawie wszystko). Grzesiek postanawiam sprawdzić czy faktycznie nie da się zanurkować w Morzu Martwym. Okazuje się, że tak, bo ledwo zanurzy głowę to już go wypycha na powierzchnię. Okazuje się również, że po zanurzeniu głowy sól tak szczypie w oczy, że Grzesie przez długi czas nie jest w stanie ich otworzyć, a jak już to robi to musi swoje wycierpieć.
Po kąpieli wracamy do kompleksu i jeszcze chwilę moczymy się w basenie, w którym jednak woda jest o wiele zimniejsza niż w morzu.
Po późnym śniadaniu wymeldowujemy się i ruszamy drogę. Lot mamy wieczorem, więc jeszcze cały dzień możemy przeznaczyć na zwiedzanie kraju.
Naszym pierwszym przystankiem jest góra Nebo, z której Mojżesz po 40 latach błąkania się po pustyni zobaczył Ziemię Obiecaną. Można ją oglądać i dziś, bo na szczycie góry zbudowano kompleks kościelny z bazyliką w której można zobaczyć mozaiki z VI-VII wieku, muzeum, oraz tarasem widokowym z którego widać Dolinę Jordanu i wspomnianą Ziemię Obiecaną, czyli Izrael (wstęp do kompleksu jest płatny). Jest to miejsce święte nie tylko dla chrześcijan, ale tez dla muzułmanów i żydów.
Miejsce to nie jest jakieś szczególnie spektakularne, w porównaniu do tego co do tej pory widzieliśmy w Jordanii. Ale jeśli ktoś ma trochę czasu i jest w pobliżu, albo chciałby udać się do miejsca ważnego dla kilku religii, to na samą Górę Nebo potrzeba do godziny by ją zwiedzić.