Wyplywamy z Muang Ngoi. Wracamy lodzia (20tys K), bo innej mozliwosci nie ma. Jest to najgorsza lodz jaka plynelismy do tej pory. Przysiegamy sobie, ze to juz ostatni raz na lajbie. Dziwimy sie ze jeszcze plywa, a cala droge oprocz sternika towarzyszy nam drugi gosc, ktory wylewa wode z lodzi - bo ta przecieka. Z ta parka braci (sternik + wylewacz wody) juz raz plynelismy z Luang Prapang do Nong Kiaw - to Ci ktorzy zapomnieli o paliwie, a potem zepsula im sie lodz. Jakos przezywamy ta godzine, trzymajac sie mocno na zakretach rzeki, gdzie prad jest duzy i latwo o wywrotke.
Potem czeka nas jeszcze bus do Luang Prabang z Nong Kiaw (40tys K). Niestety zamiast busa mamy sawanthet, czyli stara furgonetke z lawka z tylu, bez plachty na bokach - po czterogodzinnej podrozy zamarzamy. Zwlasza ze dzis jest dosyc chlodno, pierwszy raz pada podczas naszej podrozy. No i drogi - hmmm... jak jest asfalt to jest fajnie. Ale czesto go nie ma. Zeby nas nie wytrzepalo, albo zebysmy sie nudzili, to nie mozna powiedziec :)