Pobudka 3.45 rano. O 5.05 jestesmy juz na Setubu Hill - szczycie wzniesienia z ktorego rozciaga sie panorama doliny z dymiącym wulkanem w tle. Podczas wschodu słońca, gdzieś w dole, mozna zauważyć zarys największej stupy znajdującej się na szczycie światyni Borobudur. Dzień wcześniej wykupujemy wycieczkę do Prambanan i Borobudur. Decydujemy się skorzystać z usług agencji. Ceny są różne. My płacimy 145tyś/os ze śniadaniem (śniadanie za 15 tyś - ubogie, jeden tost herbatą/kawą i kilka kawałków owoców), oraz wstęp łączony (w pakiecie taniej) za 400tyś/os, dziecko za darmo. Oczywiście można dojechać tam komunikacją miejską, ale stawiamy na wygodę i oszczędność czasu. Mamy klimatyzowany bus, czterech współpasażerów i miłego kierowcę który wszystko za nas załatwia.
Borobudur jest miejscem majestatycznym. Pieknym. Bardzo zadbanym. Zaczynając od szczytu okrążamy zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara kolejne poziomy. Mijamy niezliczone ilości stup, a na niższych poziomach przepiękne płaskorzeźby. Pracownicy skrzętnie oczyszczają każdy milimetr światyni z kurzu. Z czasem skwar staje się uciążliwy. Kamienie szybko się nagrzewają absorbując ciepło. Niestety po niespiesznych 2h trzeba już wracać.
Droga powrotna do busa jest prawdziwą meczarnią. Idąc zgodnie ze strzałkami "exit" przeciskamy się przez niekończące się kramy i stragany. Wyjście jest tak zorganizowane że trzeba przemierzyć chyba 2 km! (25min) wśród tego szczelnie otaczającego z każdej strony rozgardiaszu. Następnym razem wyszedł bym tą drogą którą przyszedłem.
Dwie godziny później jesteśmy w hinduskiej swiatyni Prambanan. Żar lejący się z nieba nie pozwala nam w pełni nacieszyć tym miejscem. Trwają prace renowacyjne. Po ostatnim trzęsieniu ziemi świątynia została uszkodzona. Zwiedzających nie ma dużo i każdy szuka kawałka cienia dla siebie. Przy wyjściu trzeba oddać sarong który zakładają przy wejściu.
Ok 13.30 jesteśmy z powrotem. Reszta dnia mija nam leniwie. Robimy zakupy i kupujemy bilet na jutrzejszy pociąg.