Nie ma to jak zaufany kierowca. Znajoma dała nam kontakt do swojego znajomego, ten z kolei pokecił nam kolejnego, który przyjechał po nas do Nusa Dua pod sam hotel i to punktualnie, i zawiózł nas do Ubud. Po drodze pokazał nam również pracownię batiku, gdzie mogliśmy oglądnąć cały proces powstawania tych tkanin; warsztaty gdzie ręcznie wyrabia się biżuterię ze srebra, a cały proces obejmuje obróbkę srebra od grudki, poprzez misterne kształtowanie, utwardzanie, polerowanie i czyszczenie, a wszystkie wyroby są wystawione w gigantycznej galerii biżuterii; Pura Puseh, piękną lokalną świątynię, a także plantację kawy, gdzie mogliśmy oglądać jak wyrabia się Luvak, najdroższą kawę na świecie, oraz popróbowaliśmy rozmaitych rodzajów kawy (w tym kawy imbirowej), herbaty ( w tym tej z trawy cytrynowej) i czekolady pitnej i do jedzenia, zrobionej z wyrabianego tu kakao. Poza tym Lila prawie straciła okulary karmiąc małpkę, na szczęście miała lepszy refleks.
Nasz kierowca po drodze poopowiadał nam o przeróżnych obrzędach i zwyczajach na Bali i na Jawie, ceremoniach (m.i.mijaliśmy procesję do świątyni), a także o tym, że w przeciwieństwie do jawajczyków, na Bali mężczyzna jest królem, cały dzień siedzi w domu i pije kawę, a kobita pracuje.
Jechaliśmy też z półwyspu Bukit na resztę wyspy autostradą wybudowaną na morzu, oglądając przy tym pobliski port.
Do Ubud dotarliśmy po południu i zatrzymaliśmy się w Bucu Guest House w centrum miasta. Zmęczeni średnim standardem pokoi wynajmowanych na Jawie wzięliśmy sobie duży pokój, z werandą, wielkimi oknami i ogrodem. Skoro jesteśmy na wakacjach, to trochę wygody nam się należy :)
Podobno Nusa Dua to sterylny resort, taki jak w wielu innych krajach na świecie, nie mający nic wspólnego z Indonezją. Zrozumieliśmy to po wyjechaniu z Nusa Dua, gdzie wzdłuż plaż stoją hotele, a wzdłuż ulic głównie sklepy z pamiątkami, wszędzie jest pełno ochrony, a pracownicy noszą uniformy. Pozostała część Bali to kompletnie inna bajka. Każda wioska specjalizuje się w innych wyrobach rzemieślniczych, a co drugi dom to prawdziwe dzieło sztuki, z kamienną bramą i fasadą misternie zdobioną głównie w wizerunki lokalnych bóstw i strażników przed demonami.
Budynki są fantastyczne, dlatego pozostawiamy plecaki w pokoju i idziemy na spacer po Ubud. Przy okazji wstępujemy na późny obiad do lokalnej knajpki, gdzie są tylko lokalni mieszkańcy, za to żadnych turystów - jestem pewna że wszelkich potencjalnych odstrasza wygląd lokalu i poziom higieny. Ludzie wolą siedzieć przy stołach z obrusami, zamiast po turecku na materacach. My natomiast lubiny takie miejsca, gdzie przy okazji w trójkę za kilka złotych możemy się najeść potraw, w których jesteśmy w stanie zidentyfikować tylko mniejszą część składników :)