Dziś spokojnie zwiedzimy sobie miasto.
Kandy nie jest duże, spokojnie można całe obejść na nogach i zobaczyć wszystkie atrakcje w ciągu kilku godzin.
Idziemy więc pieszo wzdłuż jeziora, podziwiając po drodze przeróżne egzotyczne ptaki siedzące na drzewach i brodzące w wodzie, oraz iguany. Od razu zwracamy uwagę na to, jak tu jest czysto - mijamy kilka osób zamiatających ulice, wszystkie z uśmiechem nas pozdrawiają.
Na jeziorze znajduje się mała wysepka z budynkiem, który kiedyś był m.in. letnim domem dla królowej i magazynem na amunicję. Obwód jeziora ma około 3km, więc jest w sam raz na spacer i rozruszanie kości.
Nad jeziorem Kandy znajduje się Świątynia Zęba (Sri Dalada Maligawa) - najważniejsza świątynia na Sri Lance. Podobno przechowywany jest tu ząb Buddy, będący najważniejszą relikwią w kraju. Świątynia składa się z kompleksu kilku niewielkich budynków, wstęp płatny 1500Rs. Kupujemy bilety i wchodzimy do głównego budynku złoto zdobionym, niskim korytarzykiem. W środku jest niewiele miejsca, a tłumy są takie, że właściwie przed głównym ołtarzem, przy którym teraz znajduje się replika świętego zęba, przechodzą procesje. Niewiele jest miejsca by się zatrzymać czy pokłonić - jeśli ktoś to robi, to wszyscy za nim się zatrzymują i spokojnie czekają (nie powinno się przechodzić przed osobą, która składa pokłony).
Mijamy relikwie i złoty posąg Buddy i przechodzimy wgłąb świątyni, gdzie budynek się rozszerza w formę jakby dziedzińca, za którym jest kolejna część światyni, z posągami Buddy i obrazami dotyczącymi buddyzmu wiszącymi na ścianach. Cały czas rozbrzmiewają gongi i dzwonki. Wszędzie pełno wiernych i turystów.
Świątynia Zęba znajduje się na terenie kompleksu należącego do Pałacu Królewskiego. Podchodzimy więc również pod pałac, który po licznych zniszczeniach i przebudowach nie przypomina już oryginału. Do kompleksu należą też: Królewskie Łaźnie (nieatrakcyjny budynek przy samym jeziorze), Sala Audiencyjna i Muzeum Słonia Radży, w którym stoi wypchany słoń, kiedyś wożący relikwię zęba. Mnie osobiście trochę ten wypchany słoń przeraził - nie lubię martwych zwierząt.
Spędzamy tu sporo czasu, bo na koniec po prostu siadamy na jednym z murków i robimy sobie dłuższą przerwę na relaks.
Potem odwiedzamy pozostałe świątynie znajdujące się obok kompleksu, w których palą się dziesiątki kadzidełek: Devale Pattini z drzewem Bo (czyli zasadzonym z gałęzi drzewa Bodhi, pod którym Śakjamuni Budda osiągnął oświecenie w Bodhgaya, lub z gałęzi jednego z drzew które zostały zasadzone z drzewa Bodhi), Devale Natha (ku czci Awalokiteśwary) i Devale Maha Wisznu.
Tak mija nam spora część dnia.
W końcu zbieramy się i idziemy na dworzec, aby kupić bilety do Ella, gdzie chcemy jechać za kilka dni. Kierujemy się na wieżę zegarową. Do dworca z którego odjeżdżają zarówno autobusy, jak i pociągi, oraz stoją tam setki taksówek i tuk tuków, idzie się główną ulicą Kandy. Chodniki są wąskie i bardzo zatłoczone. Musieliśmy niemal cały czas trzymać się za ręce, żeby się nie zgubić. Nie można też uciec na drugą stronę ulicy, bo jest szeroka, odgrodzona murkiem lub barierką, a przejścia są w dużych odstępach od siebie. Na dworcu jest jeszcze gorzej. Sporo czasu więc mija zanim docieramy do kas. Kolejne tyle odstajemy w kolejce. Kolejek przy tym jest kilka, a rozkład na ścianie wisi tylko napisany w tutejszych językach (jest ich kilka), podobnie jak i wszelkie napisy przy kasach. Jak już docieramy do właściwego okienka to okazuje się, że na bilety w 1 klasie, którą chcemy jechać, nie ma szans. A tylko w niej są przydzielone miejsca siedzące i jest gwarancja wejścia do pociągu. Wykupione zostały przez ludzi z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Podobno rozchodzą się tylko po znajomości, więc trzeba je załatwiać przez lokalsów. Bilety na pozostałe klasy kupuje się w dniu wyjazdu.
Mamy jednak jeszcze popołudnie przed sobą. Decydujemy się więc złapać autobus do Matale.