Jednak nie mogliśmy pominąć i tym razem Tokaja.
Po około 5 godzinach jesteśmy na miejscu. W porze obiadowej, więc od razu idziemy do naszej ulubionej restauracji nad rzeką. Podają tam głównie dania z ryb, ogromne porcje i wyśmienite wino. Niespiesznie więc delektujemy się lokalnymi przysmakami, choć trochę musieliśmy poczekać na miejsce w restauracji.
Prawda jest taka, że w sezonie i podczas polskich świąt Tokaj jest zatłoczony, ponieważ jest tu wtedy bardzo dużo Polaków. Do tego stopnia, że wielu mieszkańców mówi po polsku, a w restauracjach często jest dostępne menu w języku polskim, obok tego w węgierskim i angielskim.
Niespiesznie objadamy się po czubek głowy i idziemy na rynek. Nasi znajomi idą do piwnicy Rakoczych, gdyż to ich pierwsza wizyta w Tokaju, a piwnicę bardzo polecamy. My się przez ta godzinkę plątamy po okolicy, zaglądając w międzyczasie do innej piwniczki oraz do naszego ulubionego sklepu z winami. Potem jeszcze wszyscy razem spacerujemy po rynku i w końcu zbieramy się w drogę do Egeru.