Poranek znowu jest powolny i spokojny. W końcu jesteśmy na wakacjach - nigdzie nam się nie spieszy.
Przed południem znowu idziemy z dziećmi do Waterpark oraz na chwilę na plażę. A później na szybki, pyszny deser do Rivy.
Za to po południu jedziemy do Tarxien - kompleksu megalitycznych świątyń. W przeciwieństwie do Hypogeum znajduje się on na zewnątrz, więc można po nim spokojnie spacerować i obejrzeć go w dziennym świetle. Nie ma też ograniczeń co do wieku dzieci, więc możemy wziąć Ewę i wszyscy mamy szansę oglądnąć to stanowisko archeologiczne. Stanowisko nie jest duże, a ruiny w większości znajdują się pod zadaszeniem. Ogląda się je przyjemniej niż Hypogeum, bo jest jasno i przewiewnie. Nawet po 5 tysiącach lat widać na kamiennych blokach bogate zdobienia i ornamenty. Jest tu też rekonstrukcja odkrytych tu specyficznych "nóg" - części ogromnej kamiennej rzeźby kobiety. Oryginał jest w muzeum w stolicy.
Wieczór czeka nas Valetta, bo Grzesiek bardzo chciał pochodzić po niej po zmroku. Wjeżdżamy do miasta przez łuk triumfalny, a wchodzimy do centrum przez bramę w starych murach. Jest koło 17:00, już czuć przyjemny chłód i powoli otwierają się wszystkie restauracje. Znacznie przyjemniej jest chodzić po uliczkach o tej porze niż w środku dnia, gdy panuje skwar. Błąkamy się więc zakamarkami, idziemy na lody, a dzieci bawią się w fontannie. Gdy są już kompletnie przemoczone wykręcamy je i idziemy szukać jakiejś klimatycznej restauracji. Zataczamy koło i wracamy w to samo miejsce, gdzie jest kilka restauracji obok siebie i spory wybór menu. Dziś raczymy się głównie owocami morza, które na Malcie są naprawdę smaczne. Nawet małże, które normalnie mi nie smakują, bo czuć je mułem, tu są całkiem okay.
Akurat jak kończymy jeść przechodzi koło nas procesja kościelna, z orkiestrą, litanią i niesionymi figurami. Trochę jak w Polsce w Boże Ciało.
Powoli zmierzamy w stronę samochodu, przechodząc jeszcze przez całe miasto po zmroku, które jest bardzo efektownie oświetlone. Mijamy jeszcze koncert jazzowy, a będąc w samochodzie przejeżdżamy koło kościoła oświetlonego światełkami jak w Polsce domy na Boże Narodzenie, obok którego odbywa się pokaz fajerwerków. Akurat jadąc główną, długą ulicą udaje nam się cały zobaczyć.