W planach na wieczór mamy Mdinę, dawną stolicę Malty.
Parkujemy przy głównej, pięknie zdobionej bramie do starego miasta. Wchodzimy w obręb murów i od razu nam się podoba. Jest tu piękniej niż w Valetcie. Stare miasto jest tradycyjnie całe z piaskowca, ale budynki są bardzo zadbane, pięknie zdobione, a okna, bramy i balkony malowane. Jest tu też sporo zieleni. Uliczki są wąskie i klimatyczne, zdobione tradycyjnymi latarniami ulicznymi.
Idziemy główną ulicą starego miasta do Coogi's Restaurant & Tea Garden - upatrzonej włoskiej restauracji, gdzie mamy już zarezerwowany stolik na dziedzińcu. Bardzo nam się tu podoba, a jedzenie okazuje się przepyszne. Robimy więc sobie ucztę, zamawiając owoce morza (mają rewelacyjne ośmiorniczki!), gnocchi, rybę miecznik, carpaccio z tuńczyka, milkshake i desery włoskie, a do tego maltańskie wino. Choć restauracja jest trochę droższa niż standardowo, to polecam ją gorąco, bo klimat, obsługa i potrawy są rewelacyjne.
Kończymy kolację już po zmroku i idziemy jeszcze przejść się wszystkimi uliczkami starego miasta. Co chwilę natykamy się na tabliczki sugerujące zachowanie ciszy, typu: "miej na uwadze rezydentów". Robimy masę zdjęć, bo bardzo nam się tu podoba. Wszystkie uliczki można przejść w ciągu pół godziny, bo całe stare miasto ma 0,9km2. Na koniec idziemy na mury, skąd oglądamy pokaz sztucznych ogni puszczanych prawdopodobnie w Valetcie.