Początkowo w planach miałam w ciągu jednego dnia dotrzeć z Annuradhapury do Ella. Jednak prędkość z którą pokonywane są tu dystanse oraz fakt, że pociągi do Ella odchodzą tylko rano sprawiły, że musimy tą noc spędzić w Kandy.
Niestety w naszym poprzednim guesthousie nie ma miejsc, więc wynajmujemy jakiś inny. Wielkiego wyboru nie ma. Na Sri Lance końcówka roku jest czasem, kiedy miejscowi dużo jeżdżą, są wakacje, więc turystów jest masa i prawie wszystkie miejsca noclegowe są pozajmowane.
Wynajmujemy nocleg, który pod względem standardu jest naszym najgorszym z wszystkich na Sri Lance. Do wanny nawet nie wchodzimy, bo jest pokryta brązowym śmierdzącym nalotem, myjemy się ochlapując wodą z prowizorycznego prysznica (wąż z zimną wodą). W pokoju mieszka z nami kilka karaluchów. Pierwszy raz wyjmujemy śpiwory, bo wolimy nie spać w pościeli, która jest na łóżku. Zresztą ciężko ocenić jej stan, bo w pokoju świeci się tylko jedna słaba żarówka, więc nawet dobrze nie widać co się czi w kątach. Może to i lepiej...
Płacimy za nocleg ze śniadaniem, ale mimo uprzedzenia gospodarzy że przed 8:00 musimy wyjść na pociąg, o 7:45 dopiero przynoszą nam toster i chleb tostowy byśmy sobie sami zrobili śniadanie. Łykamy po toście i w momencie jak wychodzimy to na stole lądują jakieś owoce. Niestety już nie mamy czasu. Trudno - tego miejsca na pewno nie polecimy.