Galle znajduje się tylko 6 kilometrów od Unawatuny i słynie z pięknego duńskiego fortu. Postanawiamy tam dziś pojechać.
Samo miasto w żaden sposób nie zachwyca. Jest dość zakorkowane, szare i brudne. W pobliżu fortu znajdujemy niewielki targ, ale z ciekawych rzeczy wypatrujemy i kupujemy na nim tylko garść rambutanów dla Lili. A właściwie nawet nie na tym targu, tylko od pani siedzącej przy ulicy.
Idziemy więc do fortu, który okazuje się ogromny. Można się przechadzać po grubych murach, po uliczkach fortu i pomiędzy nielicznymi budowlami wewnątrz. Są tu spore przestrzenie, a fort jest bardzo zadbany i czysty. Oglądamy chwilę amatorski mecz piłki nożnej, który rozgrywają miejscowi - z murów mamy na niego niezły widok.
Obejście całego terenu zajmuje nam sporo czasu, w dodatku jest upał, więc dość szybko czujemy się zmęczeni. Szukamy miejsca gdzie można by coś zjeść, ale znajdujemy tylko dwie restauracje na terenie fortu, w dodatku takie o wyższym standardzie. Sprawdzamy jednak ceny w menu i są bardzo przystępne. Wybieramy więc jedną z restauracji i zamawiamy obiad.
Po południu wracamy autobusem do Unawatuny. Idziemy jeszcze na chwilkę na plażę pospacerować po piasku, a potem wracamy do guest house'a się spakować. Jutro znów będziemy w drodze.