Śniadanie ma być podane o 8:00, ale już o 7:50 czekamy w sali, bo o 8:00 powinniśmy wyjechać, żeby na czas dotrzeć do Podgoricy. Nic z tego - bufet zapełnia się dopiero 8:15. łapiemy więc szybko po jakiejś bułce i 8:20 już wyjeżdżamy.
Kilka godzin jazdy przez - jak wszędzie w Czarnogórze - urzekające tereny i znów jesteśmy w stolicy, a właściwie na lotnisku. Do 11:00 musieliśmy oddać samochód, stąd ten pośpiech. Na szczęście pracownicy wypożyczalni nie maja uwag i wszystko załatwiamy w kilka minut.
Mamy więc jeszcze przed odprawą czas na kawę na lotnisku. Lotnisko jest maleńkie, kawiarenka jedna, więc wyboru wielkiego nie mamy. Po kawce szybka odprawa, a potem ustawiamy się jako jedne z pierwszych osób w kolejce do security check-in, bo okazuje się, że możemy przejść odprawę bezpieczeństwa dopiero godzinę przed lotem. Czekamy więc i czekamy, aż w końcu udaje nam się dostać na drugą stronę mocy. Jednak coś nie gra - szybko pojawiają się komunikaty o opóźnionym locie, większość pasażerów nie jest przepuszczona przez odprawę.
Z 40 minut opóźnienia lotu robi się godzina, potem dwie, aż w końcu 5. Okazuje się, że zepsuł się samolot Wizzair który miał po nas przylecieć, więc czekamy na inny, który leci z Gdańska do Warszawy, a z Warszawy przyleci po nas. W międzyczasie dostajemy od Wizzair po 2 kupony na jedzenie, ale na wiele nie starcza - w jedynym sklepie w tej strefie lotniska prawie cały towar jest wykupiony, a kanapka kosztuje więcej niż wartość vouchera. Trudno, ciężko od 12:00 do 21:00 siedzieć z pustym brzuchem, więc trochę dopłacamy do kanapek, które na szybko zamawia sklep. Dziewczynki usypiają na krzesłach w hali odlotów.
W końcu po 19:00 zaczyna się onboarding i o 19:40 samolot zaczyna kołować. Wracamy!