Samo południe. Po pięciu sekundach od przekroczenia progu samolotu jesteśmy mokrzusieńcy! Skwar od którego nie da sie uciec! Zastanawiam się jaka jest temperatura... chyba wszyscy o tym myślą ;)
Na lotnisku po wypełnieniu odpowiedniego formularza kupujemy wizę ( 20 $). Wsiadamy do autokaru. Nagle jakiś miejscowy zwinął naszą walizkę i pakuje do bagażnika. Sekundę później stoi koło nas z wyciągniętą ręką. -"Bakszysz... bakszysz..." Oooo! Zaczyna się...
Podczas ok 40 min transferu do hotelu przyglądamy się surowym pustynnym krajobrazom. W międzyczasie trwa pierwsza rekrutacja chętnych na wycieczki fakultatywne. Zapisujemy się na jutrzejsze zwiedzanie Hurghady z przewodnikiem (10$). W końcu jesteśmy na miejscu. Magawish. Recepcja, podstawowe informacje, meldowanie się i dostajemy bungalow nr.166. Ktoś nas odprowadza na miejsce, przy okazji wskazuje baseny, restauracje, plaże i domek - z widokiem na morze oddalonym o jakieś 100m. W środku jest całkiem sympatycznie. Zaczynam się rozglądać: dwa pojedyncze łóżka, łazienka z prysznicem, lodówka, klimatyzacja, kanapa, stolik, telewizor,grube zasłony w oknach z okiennicami... Do rzeczywistości przywróciło mnie delikatne chrząkanie pana który nas przyprowadził. Odwracam się, patrze na niego i słyszę nieśmiałe "bakszysz". Akurat miałem pod ręką 5$, więc wręczam mu z podziękowaniami. Dopiero po jakimś czasie dowiaduje się jakim majątkiem są dla nich tak "duże" pieniądze.
Robimy rozeznanie w terenie. Magawish okazuje sie być o wiele większy niż na pierwszy rzut oka. Zachwyca nas piękna 2km prywatna, chroniona plaża z dostępem do niedużej ale fajnej rafy koralowej,darmowe leżaki, ręczniki i słońce.
Dzień kończymy obiado-kolacją z bogatym stołem szwedzkim. Akurat jedzenie zapamiętamy najdłużej bo do Polski przywieziemy kilka kilogramków więcej siebie ;)
Po kolacji oglądamy barwne, regionalne przedstawienie w amfiteatrze przy jednym z basenów.
Raz na dwa dni do hotelu przychodził bankier u którego wymienialiśmy dolary na funty egipskie.