Geoblog.pl    zig    Podróże    Gruzja 2019    W górę, w górę, i jeszcze trochę w górę - czyli droga na punkt widokowy
Zwiń mapę
2019
03
sie

W górę, w górę, i jeszcze trochę w górę - czyli droga na punkt widokowy

 
Gruzja
Gruzja, Ushguli
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2094 km
 
Zamawiamy u naszej gospodyni śniadanie. Dostajemy ziemniaki z koperkiem, pomidory, ogórki, lokalne pieczywo w formie placków, jajka na twardo i właśnie zrobiony biały ser o konsystencji mozzarelli.


W planie na dziś mamy wyjście na punkt widokowy (2980m), z którego widać Shkharę - najwyższy szczyt Gruzji (5203m). Dojście na punkt widokowy nie jest w żaden sposób oznakowane, ale pomaga nam MapsMi. Po krótkiej konsternacji w którą stronę iść znajdujemy właściwe wzgórze i wydeptaną ścieżkę. Według przewodnika mamy do pokonania 800m przewyższenia w dwie godziny. Niestety przewodnik nie wziął pod uwagę, że idziemy w upale z 9-cio letnim dzieckiem. Droga jest przepiękna, wije się wśród łąk, po których biegają chyba do nikogo nie należące psy pasterskie i pasą się stadka koni. Jest też wąska, stroma i prowadzi calutki czas pod górę, praktycznie nie ma wypłaszczeń, nie mówiąc już o jakichkolwiek odcinkach w dół. Słońce grzeje ciągle z prawej strony, a z dołu słychać szum płynącej w dolinie rzeki. Widoki cudne, na co chwilę wychodzące zza chmur szczyty gór oraz na całą zieloną dolinę, a także na Ushguli.

Ja idę przodem z tatą, ale co chwila stajemy złapać dech. Lila z Grześkiem idą trochę z tyłu. Lila marudzi, więc Grzesiek w pewnym momencie ją zostawia samą i idzie na przełaj na wzgórze. Biedna Lila, prawie z płaczem, zdesperowana idzie przed siebie, żeby dogonić mnie i tatę, choć nawet nie ma nas w zasięgu wzroku. W końcu na szczęście dochodzi do taty, który zatrzymał się na chwilę, Droga się bardzo dłuży, już mnie zaczynają boleć nogi, ale po ponad 3 godzinach docieramy na punkt widokowy. Łatwo go zlokalizować, bo ustawione są na nim kopczyki z kamieni.

Widoki rewelacyjne, choć sama Shkhara pokazuje się tylko na sekundę, podobnie jak Zachodnia Shkhara, trochę niższa. Same szczyty są jednak przesłonięte przez chmury mimo, że nad doliną świeci słońce. Robimy kilka zdjęć i rozkładamy się zaraz koło punktu widokowego, troszkę poniżej gdzie mniej wieje, na zasłużony odpoczynek.


W planie miałam jeszcze dziś iść na szczyt Chubedishi (3015m), ale według przewodnika to kolejne 2,5 godziny marszu w jedną stronę. Z Lila nie damy rady, choć ta trasa jest raczej płaska i przyjemna, bo wiedzie już szczytem pasma. Tata tylko podchodzi kawałek w tamtą stronę, a my robimy kilka skakanych zdjęć, by znaleźć się bliżej 3000 n.p.m.


Droga w dół jest szybsza i przyjemniejsza, aczkolwiek prowadzi ciągle w dół i nasze palce zdecydowanie cierpią (podobnie, jak przy podejściu cierpiały pięty). W dodatku w połowie drogi przyłącza się do nas spory pies, bardzo zresztą towarzyski. Raz kroczy w cieniu za Grześkiem lub tatą, innym razem biegnie za mną i popycha mnie do przodu pyskiem, a Lilę z upodobaniem spycha ze ścieżki tylko po to, żeby zaraz siąść przed nią na drodze i zablokować jej możliwość przejścia. I tak aż do samego dołu.


Do Ushguli wracamy około 17:00, tak głodni, że idziemy coś zjeść w pierwszej napotkanej knajpce. Jedzenie nie jest rewelacyjne, jemy placki z mięsem, serem, przepijamy piwem i zagryzamy jabłkami. W miarę posileni stwierdzamy, że jeszcze podejdziemy do jednej z wież w Ushguli, która stoi na wzgórzu. Wież takich w wiosce (składającej się z czterech przysiółków) jest 37. Są połączone z domami i służyły kiedyś do obrony - nie tylko przed najeźdźcami, ale i przed sąsiadami, gdy zwaśnione rody chwytały za broń. Są unikatem na skalę światową, wpisanym na listę UNESCO.

Z wieży pod którą podeszliśmy roztacza się widok na jeden z przysiółków, pod stopami mamy kilkanaście wież połączonych z domami. Oglądamy je zaraz przed zachodem słońca, do guest house'u wracamy dopiero, gdy zaczyna robić się chłodno.

Po drodze do guest house'u szukamy jeszcze jakiegoś miejsca, gdzie można zjeść śniadanie. W Ushguli jednak nie ma wiele punktów gastronomicznych, jest dość drogo i słabo jakościowo. Ale rozumiemy, że właściwie wszystko trzeba tu dowieźć, bo wioska jest oddalona od dobrych dróg i infrastruktury przemysłowej. Zabudowa jest wąska, uliczki to błotniste ciągi usiane kupami krów i koni, które biegają swobodnie między budynkami. Jednak nie można temu miejscu odmówić uroku. Położone jest w tak cudnej dolinie, że nie zwraca się uwagi na niedogodności. Czasem tylko, zamiast spojrzeć na góry, lepiej patrzeć pod nogi :)

Zanim zapada zmrok, Lila jeszcze wybiega pobawić się z miejscowymi dziećmi. Rozdaje kilka zabawek (przywiozła ze sobą głównie małe figurki, takie jak w jajkach niespodziankach) z których miejscowe dzieci ogromnie się cieszą, niezależnie od ich wieku. Potem urządzają zawody w bieganiu, gdzie dwie osoby się wyścigują biegnąc określoną trasą w przeciwnych kierunkach, a reszta je dopinguje i biegnie za nimi. W praktyce więc cała chmara dzieciaków krzycząc biegnie wokół budynków, śmiejąc się, dopóki najmłodsza dziewczynka się nie przewraca i rani sobie rękę.

W tym czasie Grzesiek robił zdjęcia, ale jak dziewczynka się wywróciła to pobiegł jej pomóc. Zabawa skończona, wszyscy się rozeszli. Grzesiek z Lilą też wrócili do domu. I wtedy Grzesiek się zorientował, że nie ma pokrowca na aparat, razem z obiektywem i kilkoma drobiazgami. Sprawdził pokoje i wrócił poszukać go na miejsce zawodów. Jak zaczął się tam kręcić, to dołączyło do niego kilku Gruzinów, pomagając w szukaniu i dywagując, co się mogło stać. Odprowadzili Grześka do samego domu, wypatrując aparatu po drodze, ale bez skutku. Grzesiek wrócił, sprawdził jeszcze raz swoje rzeczy i okazało się, że pokrowiec jest nadal przytroczony do jego plecaka, tak jak był. Ulga, ale chwilowa. Bo zaraz wpada do naszego pokoju starsza pani wykrzykując coś o aparacie. Okazało się, że rozpętała się nie mała afera - zgubiona rzecz w tak małej wiosce od razu skutkuje tym, że trzeba posądzić kogoś o kradzież, a to poważne oskarżenie. Tu wieści rozchodzą się błyskawicznie. Grzesiek wyszedł się wytłumaczyć i uspokoić ludzi, co jednak trochę czasu zajęło. Ale na szczęście dobrze się skończyło.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (23)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zig
Zuzanna i Grzegorz Szopa
zwiedziła 14% świata (28 państw)
Zasoby: 384 wpisy384 50 komentarzy50 3077 zdjęć3077 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
11.11.2023 - 13.11.2023
 
 
22.05.2022 - 29.05.2022
 
 
29.01.2023 - 13.02.2023