Geoblog.pl    zig    Podróże    Gruzja 2019    Sno i Dolina Juty
Zwiń mapę
2019
14
sie

Sno i Dolina Juty

 
Gruzja
Gruzja, Juta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2599 km
 
Zmęczeni po wczorajszym trekkingu, nawet nie nastawialiśmy budzików na rano, by wyspać się i odpocząć tak długo, jak nasze nogi będą tego potrzebować. Niestety o 8:30 do naszego pokoju wpada gospodyni z pytaniem, czemu nas nie ma na śniadaniu. Bo go nie zamawialiśmy. Ale według niej, też go nie odwołaliśmy, więc czeka na nas przygotowane.
Okej, nauczka dla nas, żeby odwoływać śniadania jak ich nie chcemy, inaczej możemy być zmuszeni do ich zjedzenia. Powoli się zbieramy i na całkiem już zimne śniadanie idziemy po jakiś 40 minutach. Nawet głodni specjalnie nie jesteśmy. Pijemy kawę, Lila kakao, coś tam skubiemy i zastanawiamy się, co by tu dziś robić.

Początkowo w planach była Dolina Truso, ale jej przejście to około 6 godzin, a my musimy dać dziś nogom odpocząć. Pada więc na Dolinę Juty, by nie siedzieć w domu, ale nie planujemy trekkingu, tylko krótki spacer i wyłożenie się gdzieś pod chmurami.

Schodzimy do głównej ulicy i wypytujemy taksówkarzy o ceny. Wiemy, że dojazd w dwie strony to koszt około 100 GEL za taksówkę (są dwie agencje w mieście które biorą po 25 i 30 GEL od osoby), zarówno za dojazd do Doliny Juty jak i Doliny Truso), więc panom którzy startują od ceny 150 GEL od razu dziękujemy. Podobnie jak tym, którzy nie mówią ani po angielsku, ani po rosyjsku – ciężko będzie się z nimi dogadać nawet co do godziny powrotu. Znajdujemy kierowcę za 90 GEL, ale nagle jak wsiadamy do auta to dostaje telefon, mówi że nie może nas wziąć, ale że jego kolega weźmie nas za 100 GEL. Od razu wysiadamy, zostawiając zaskoczonego kierowcę.
Dzwonimy w końcu do innego, z którym Grzesiek rozmawiał dzień wcześniej i umawiamy się na podwózkę za 100 GEL do Doliny Juty, z przystankiem w wiosce Sno oraz przy kamiennych twarzach – rzeźbach zaraz przed wioską, przy drodze po prawej stronie. A nazajutrz za 80 GEL do Doliny Truso.

Kierowca dobrze mówi po angielsku, więc po drodze opowiada nam o lokalnych ciekawostkach, historii (np. czasie gdy Rosja zaatakował Gruzję kilkanaście lat temu), o zwyczajach.

Najpierw zatrzymujemy się przy rzeźbach pana Meraba Piraniszwili. Kamienne twarze, których jest może 10, wysokie na ponad 2 metry, stoją na trawie zaraz przy drodze. Można po prostu zatrzymać się samochodem i je obejrzeć. Marmurowa to twarz Jezusa, ale pozostałe wyglądają mi również na twarz Jezusa, wszystkie maja długie włosy i brodę oraz podobną ekspresję twarz, ale to podobno twarze zasłużonych dla kraju Gruzinów: pisarzy, poetów. Autor rzeźb akurat jest w budce znajdującej się na tyłach swojej wystawy. Grzesiek z tata podchodzą do niego, chwilę rozmawiają, oglądają jeszcze rysunki postaci wyskrobane przez rzeźbiarza dłutkiem domowej roboty na płaskich, czarnych, kamiennych łupkach. Tata dostaje zaproszenie na domowej roboty białe wino, więc panowie siadają sobie koło budki w cieniu, prowadząc przy szklaneczkach ożywioną rozmowę. Dołącza d nich jeszcze kierowca. Po 2 butelkach wina rzeźbiarz jeszcze robi z nami pamiątkowe zdjęcie przy jednej z rzeźb i serdecznie się żegnamy.

Podjeżdżamy kilkaset metrów dalej do małej wioseczki Sno, składającej się może z kilkunastu kamiennych domów. Na skraju wioski są ruiny maleńkiego zameczku na skale. Wdrapujemy się na nie, ale nie znajdujemy wejścia do wieży, więc wychodzi na to, że ruiny można oglądać właściwie tylko z zewnątrz.

Potem kierowca podrzuca nas do miasteczka Dżuta, z którego prowadzi szlak do Doliny Juty. Większość samochodów dojeżdża tylko do mostu, za którym jest droga prowadząca w głąb doliny. Droga rozdziela się na dwie trasy – pierwsza to płaska, gruntowa, szeroka droga, którą raz na czas przejeżdża jakiś samochód. Biegnie wzdłuż rzeki Juty przez kilka kilometrów, aż do jakiegoś wojskowego punktu kontrolnego. Po obu stronach doliny mamy zielone, pokryte łąkami wzgórza. Idziemy tą trasa, ale po 40 minutach krajobraz wciąż jest taki sam, więc wracamy się prawie na początek trasy.
Tam druga ścieżka odbija dość stromo pod górę (drogowskaz na Zeta camp). Trasa ta prowadzi w stronę górskiego masywu Chauchi. Wychodzimy na górę i może po 15-20 minutach mamy przed sobą piękny widok – wokół wzgórza i łąki, a przed nami góry. Wiele osób rozbiło tu swoje namioty i widocznie spędza więcej czasu. My się rozkładamy na łące i zwyczajnie relaksujemy.

Niestety z kierowcą umówiliśmy się na określoną godzinę, więc przed 16:00 się zbieramy i schodzimy do miasteczka. Ale na pewno warto tu spędzić więcej czasu i udać się szlakiem w stronę Chauchi.

Droga do Stepancmidy to 20 kilometrów, z których jakaś połowa to bite, zakurzone drogi, za to z pięknymi widokami.

W miasteczku jeszcze idziemy na kolację. Ja z Lilą jemy ziemniaki z kurczakiem i sałatką w pierwszej lepszej restauracji, ale Grzesiek z tatą mają ochotę na rosół. Chodzimy więc od restauracji do restauracji i szukamy, bo najwyraźniej rosół nie jest tu popularny. W końcu znajdują gdzieś bulion i zamawiają. Pani chyba robi go od początku, bo czekamy na niego z godzinę. Po czym okazuje się mało do bulionu podobny.

Wracamy do domu już po ciemku.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2019-08-21 06:25
Zdjęcia z całej wyprawy przepiękne!
 
 
zig
Zuzanna i Grzegorz Szopa
zwiedziła 14% świata (28 państw)
Zasoby: 384 wpisy384 50 komentarzy50 3077 zdjęć3077 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
11.11.2023 - 13.11.2023
 
 
22.05.2022 - 29.05.2022
 
 
29.01.2023 - 13.02.2023